Zagadki lodowej księżniczki. Asmik Grigorian i Jonas Kaufmann w „Turandot” w Wiener Staatsoper

0

Na kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem Wiedeń rozbłyska światłami świątecznej iluminacji. Błyszczące żyrandole, migoczące gwiazdy i wiszący deszcz złota sprawiają, że centrum miasta jaśnieje niezwykłym blaskiem. Zapachy pierników, grzanego wina i lokalnych specjałów przyciągają tłumy turystów z całego świata na bożonarodzeniowe jarmarki, zaliczane do najpiękniejszych w Europie.

Magicznym klimatem stolicy Austrii rozkoszowałam się tuż przed świętami, jednak głównym celem mojego wyjazdu był głośny spektakl „Turandot” Pucciniego z Asmik Grigorian debiutującą w tytułowej roli oraz Jonasem Kaufmannem, po raz pierwszy wcielającym się na scenie w rolę Calafa (do tej pory tenor dokonał jedynie studyjnego nagrania opery).

Nową produkcję przygotował Claus Guth, który w operowych librettach stara się zawsze znaleźć uczucia, pragnienia i lęki współczesnego człowieka. Opowieść o pięknej i okrutnej chińskiej księżniczce, która starającym się o jej rękę młodzieńcom zadaje niezwykle trudne zagadki i skazuje na ścięcie tych, którzy nie potrafią na nie odpowiedzieć, pozbawił typowego dla tej opery rozmachu inscenizacyjnego i uczynił z niej ponadczasowy, kameralny dramat psychologiczny.

W wiedeńskiej realizacji Guth pokazuje totalitarny reżim, przywodzący na myśl dobrze naoliwioną maszynę, w której każdy trybik dokładnie wykonuje powierzone mu zadanie. Obywatele są obserwowani i inwigilowani, a ten kto odważy się zbliżyć do „lodowej księżniczki”, zostaje zgładzony. Ujednolicone kostiumy przywodzą na myśl socjalistyczny kolektyw, który dziś utożsamiamy z Koreą Północną. Znamienna jest symbolika białej sukni Turandot – w kulturze zachodniej kolor ten oznacza prostotę, czystość i niewinność, z kolei w Chinach nieodzownie kojarzy się ze śmiercią, żałobą i pogrzebem.

Podobnie, jak chociażby Mariusz Treliński w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej (2011), Guth odczytuje „Turandot” przez pryzmat psychoanalizy i stara się nam powiedzieć, że pod maską pozbawionego uczuć tyrana księżniczka skrywa oblicze zagubionej, kruchej dziewczynki, rozpaczliwie broniącej się przed kontaktem z mężczyzną. Akcja spektaklu w dużej mierze rozgrywa się w intymnej przestrzeni sypialni władczyni, która szuka poczucia bezpieczeństwa w panieńskim łożu, otoczona czterema postaciami w różowych, dziewczęcych sukienkach z dużymi głowami lalek.

Turandot widzi w mężczyznach zagrożenie, przed którym pragnie się ochronić. Dziewczyna pogrążona jest w traumie wydarzeń z przeszłości. Paniczny lęk przed mężczyznami wynika u niej z tego, że przed laty doświadczyła z ich strony przemocy, gwałtu. Ona, a może któraś jej przodkini mieszkająca niegdyś w tym samym pałacu. Reżyserowi nie brakuje oryginalnych pomysłów, takich jak taniec księżniczki z bezgłowym ciałem kandydata do ręki.

Przepustką do wielkiej, międzynarodowej kariery Asmik Grigorian była rola Salome na Festiwalu w Salzburgu w 2018 roku. Turandot to kolejna w jej dorobku rola kobiety, będącej uosobieniem niszczycielskiego erotyzmu. Nieskalana bogini pod wpływem traumatycznych przeżyć buduje wokół siebie ochronny mur stając się katem dla pragnących pojąć ją za żonę młodzieńców. Śpiewaczka wyszła zwycięsko z próby zmierzenia się z tą wymagającą partią, zbierając bardzo pozytywne recenzje austriackiej prasy. W „In questa reggia” głos litewskiej sopranistki emanował chłodem, okrucieństwem, a zarazem pewną melancholią. Artystka ma dużą swobodę w operowaniu głosem w górnych rejestrach, ale tym co sprawiło że jej występ był dla mnie elektryzujący, była umiejętność potęgowania dramatycznego napięcia.


Za głosem księżniczki podąża Calaf w postaci uwielbianego na świecie tenora Jonasa Kaufmanna. Tatarski książę odrzuca przestrogi bliskich oraz miłość Liu i podejmuje wyzwanie Turandot, rozwiązując jej skomplikowane zagadki. Kaufmann miał wprawdzie w niektórych momentach problemy ze śpiewaniem w wysokich rejestrach na tle dużej orkiestry, ale potrafił też wznieść się na wyżyny i w „Nessun dorma” wzbudził zasłużony aplauz rozentuzjazmowanej publiczności. Jego głos brzmiał najbardziej pewnie w wielkiej scenie zagadek i razem z Grigorian dali wówczas prawdziwy popis wysokich dźwięków fortissimo. Najmniej przekonała mnie Kristina Mkhitaryan jako Liu, w mojej opinii jej głos był zbyt mało delikatny do tej roli.

„Turandot” nie została ukończona przez Pucciniego. Końcówka dopisana po śmierci kompozytora przez Franca Alfano nie do końca pasuje do całości. Miłość ostatecznie burzy mury ochronne, które zbudowała Turandot, by nie zostać zranioną. Marco Armiliato brawurowo dyrygował orkiestrą, podkreślając nawiązujące do egzotycznego kolorytu niuanse i dbając o czytelność powracających motywów przewodnich.

Ciekawostką jest, że na internetowej stronie teatru pod informacjami o przedstawieniu można znaleźć fragmenty nagrań wiedeńskiej premiery „Turandot” z udziałem Lotte Lehmann i Jana Kiepury.

O autorze