Rozpoczęcie tego sezonu należało do Opery Wrocławskiej i wystawianej przez teatr nowej inscenizacji „Toski”. Przedstawienie spodobało mi się na tyle, że postanowiłam wybrać się na nie raz jeszcze. Impulsem do wyjazdu był dla mnie debiut Rafała Bartmińskiego w roli Cavaradossiego i występ Ewy Vesin w tytułowej roli. Obsadzenie tej pary solistów było w mojej ocenie strzałem w dziesiątkę, co jest argumentem za tym, by uważnie śledzić repertuary teatrów i wypatrywać potencjalnych perełek.
Ewę Vesin jako Toskę miałam okazję podziwiać już na początku tego roku w Operze Narodowej i wiem, że jest to nazwisko, które jest gwarancją najwyższej jakości. Śpiewaczka bardzo dobrze odnajduje się w repertuarze werystycznym, o czym świadczy również jej niedawny sukces w „Turandot” w Teatro dell’Opera di Roma.
W urządzanych Cavaradossiemu scenach zazdrości i w duetach z pragnącym ją posiąść Scarpią od emocji aż kipi. Posiadająca spory temperament aktorski sopranistka ma mocny głos, pełen zmysłowości i zadziorności. Potrafi jednak pokazać także swoje czułe i opiekuńcze oblicze, zarezerwowane dla ukochanego.
Rafał Bartmiński debiutując w roli Cavararossiego od razu uplasował się na podium wykonawców tej operowej partii. Tenorowi doskonale udało się zbudować postać szlachetnego, wszechstronnie wykształconego artysty oraz wrażliwego, obdarzonego anielską cierpliwością kochanka. Głos prowadzony jest bardzo starannie, a jego barwa piękna. Wspaniała „Recondita armonia„, zaśpiewana z pasją „E lucevan le stelle” i imponująca „Vittoria!„.
W „Tosce” utrzymanie odpowiedniego balansu pomiędzy śpiewakami a orkiestrą bywa trudne. Głos Mikołaja Zalasińskiego miał z tego powodu niekiedy problem, by przebić się przez orkiestrę, co jednak nie zmienia faktu, że jego wykonanie roli Scarpii było satysfakcjonujące. Modlitwa „Te Deum” była prawdziwym wokalnym popisem barytona.
Wrocławska „Tosca” jest spektaklem bardzo dopracowanym. Oczy cieszy barokowy przepych, przełamany detalami nawiązującymi do stylistyki lat 50. Obrotowa scena zabiera widza w zakamarki Kościoła św. Andrzeja, pełne dostojeństwa wnętrza Pałacu Farnese, sugestywną salę tortur, w której rozlegają się krzyki politycznych więźniów oraz na dziedziniec Zamku św. Anioła służący jako miejsce straceń.
W inscenizacji Michaela Gielety prefekt policji jest przedstawicielem państwa kościelnego. Wyrachowany, demoniczny Scarpia, który wykorzystuje swą władzę, by uwieść Toskę jest tu ubrany w koloratkę, co można odczytać jako chęć zwrócenia przez reżysera uwagi widza na nadużycia Kościoła.