Teatr Wielki w Łodzi: „Faust” jako obraz społeczeństwa przyszłości

0

W końcówce sezonu artystycznego Teatr Wielki w Łodzi zaprezentował nową inscenizację „Fausta” Gounoda w reżyserii Ewy Rucińskiej. To pierwsza premiera wystawiona za dyrekcji Marcina Nałęcza-Niesiołowskiego i Rafała Janiaka, którzy zdecydowali się powierzyć ten tytuł przedstawicielce młodego pokolenia realizatorów.

Rucińska przeniosła akcję opery w niedaleką przyszłość, ukazując świat wyniszczony wojnami i epidemiami. W tej dystopijnej rzeczywistości tytułowy bohater występuje jako lekarz patolog zajmujący się ofiarami wojny. Będąc naocznym świadkiem globalnej katastrofy, przeżywa on chwile zwątpienia co do sensu swojej pracy i natury człowieka.

Stary Faust wzywa piekielne moce, by choć na moment przywróciły mu młodość i pozwoliły jeszcze raz przeżyć miłość, po czym wyrusza w podróż w poszukiwaniu ideału. Poprzez wędrówkę pragnie on odnaleźć nową życiową drogę i zrozumieć istotę otaczającego świata. 

Uwaga reżyserki koncentruje się jednak na Małgorzacie, która w łódzkiej produkcji przybrała kostium mieszkającej w slumsach kelnerki. Postać tej dziewczyny jest uosobieniem niewinności, prostolinijnej szczerości i nieskończonej miłości, Rucińska natomiast stara się byśmy dostrzegli w niej również chęć decydowania o sobie.

Realizatorka wyeksponowała w „Fauście” problem rozwarstwienia społecznego, inspirując się książką „Opowieść podręcznej” Margaret Atwood, w której przedstawiono wizję totalitarnego państwa opartego na społecznej stratyfikacji i niewolnictwie kobiet. Małgorzata ukazana jest jako jedna z powieściowych Mart, czyli ubranych na szaro służących, sprzątaczek i gospoś.

Spektakl jest dość nierówny (najbardziej frapujący dla mnie był I akt), jednak i tak wydaje się być jedną z najbardziej atrakcyjnych pozycji repertuarowych Teatru Wielkiego w Łodzi. Widać, że w produkcję tego przedstawienia zaangażowano znaczne środki, w pełni wykorzystano również techniczne możliwości teatru, z zapadniami i obrotową sceną włącznie. Scenografia jest bardzo pieczołowicie wykonana, czy to znajdujemy się w prosektorium doktora Fausta, czy też w ogrodzie Małgorzaty, w którym rośnie jabłoń. Jabłko ma wymiar niezwykle symboliczny – to za pomocą tego owocu wąż kusił Ewę, a Ewa Adama, jabłko jest również symbolem władzy królewskiej, ale także miłości, urodzaju i płodności.

„Faust” powróci na scenę już w październiku, kolejne spektakle przewidziane są na czerwiec przyszłego roku. Wiadomo już, że w rolę Mefistofelesa wcielać się będzie Rafał Siwek i jest to dobry powód, by ponownie wybrać się na operową wycieczkę do Łodzi.

O premierowej obsadzie mogę powiedzieć przede wszystkim to, że brakowało jej charyzmy. Młody tenor Nazarii Kachala ma ładną barwę głosu, jednak jako Faust jest dość bezbarwny. Demoniczności i siły głosu brakowało Wojciechowi Gierlachowi kreującemu rolę Mefistofelesa. Patrycja Krzeszowska jako Małgorzata nie wybiła się poza poprawne wykonanie swojej roli, podobnie Łukasz Motkowicz jako Walenty, chociaż uczciwie muszę przyznać, że było to najlepsze wokalne wcielenie tego śpiewaka, jakie do tej pory miałam okazję oglądać na żywo. Wyrazy uznania należą się za to występującym w mniejszych rolach Agnieszce Makówce (Siebel) oraz Bernadecie Grabias (Marta). Orkiestra została dobrze przygotowana do premiery przez nowego dyrektora ds. artystycznych Rafała Janiaka, który sprawił że muzyka osiągała odpowiedni dramatyzm.

O autorze