Spektakl o wykluczeniu. „Medea” Cherubiniego w Operze Narodowej

0

Historia Medei jest jedną z najbardziej krwawych i wstrząsających w całej greckiej mitologii. Kolchidzka czarodziejka pokochała namiętną miłością Jazona, przywódcę wyprawy Argonautów po złote runo. Za pomocą czarów pomogła Jazonowi w zdobyciu skarbu, zdradziła ojca i zabiła m.in. własnego brata. Gdy Jazon porzucił Medeę pragnąć pojąć za żonę córkę Kreona, zranił jej godność i dumę, a zrozpaczona kobieta postanowiła zemścić się na wiarołomnym małżonku w najokrutniejszy sposób – zabijając dzieci, które były owocem ich związku. Mitologiczna Medea jest potężną i mściwą wiedźmą, zdolną dla osiągnięcia własnych celów do użycia czarów i manipulacji.

Tytułowa partia w „Medei” Cherubiniego była jedną z popisowych ról Marii Callas, a jej porywająca interpretacja doprowadziła do renesansu tej opery w połowie XX wieku. Dziś dzieło coraz częściej prezentowane jest w oryginalnej francuskiej wersji językowej.

„Medea” w ujęciu Simona Stone’a miała być wystawiona w Warszawie już w 2020 roku, jednak plany te pokrzyżowała pandemia. Spektakl miał swoją premierę rok wcześniej na Festiwalu w Salzburgu, w głównej roli wystąpiła Elena Stikhina.

W „Medei” reżyser skoncentrował się na zbadaniu mechanizmów izolacji oraz społecznego wykluczenia imigrantów. Tematykę migrantów zdecydował się poruszyć ponownie w nowej produkcji „Pasji greckiej” Martinů prezentowanej w Salzburgu ubiegłego lata.

W interpretacji Stone’a Medea jest na wskroś współczesną kobietą, która desperacko walczy o dzieci po tym, jak jej małżeństwo rozpada się z powodu zdrady męża. Realistyczna scenografia, czarno-białe projekcie dokumentujące przebieg zdarzeń i rozmowy telefoniczne zamiast dialogów sprawiają, że cała opowieść nabiera filmowego rozmachu. Luksusowe życie Jazona oraz jego nowej wybranki Dircé zderzone zostaje z realiami codzienności wydalonej z kraju Medei, próbującej bezskutecznie nawiązać kontakt ze swą dawną rodziną z gruzińskiej kawiarenki internetowej. Zdesperowana kobieta decyduje się na powrót do Europy, jednak już na granicy potraktowana zostaje jako obca. W lotniskowej hali przylotów występujący tu w roli prominentnego polityka Kreon odmawia Medei zezwolenia na pobyt. Jego decyzja ulega zmianie dopiero wtedy, gdy dostrzega skierowane w swoją stronę światła reflektorów. Wydarzenia transmitowane są na żywo w telewizji, możemy je równolegle śledzić z perspektywy instagramowych wnętrz mieszkania Jazona.

W trzecim akcie opery doprowadzona do rozpaczy Medea w przebraniu kelnerki dostaje się na przyjęcie weselne Jazona, po czym zadaje śmiertelny cios pannie młodej oraz jej ojcu (nie ma tu zatrutej sukni). Kobieta zabiera dzieci na szaloną przejażdżkę po mieście, a na końcu zatrzymuje się na stacji benzynowej, gdzie rozgrywa się właściwa tragedia.

Czy rozpacz zdradzonej kobiety tłumaczy dzieciobójstwo? W psychologii znany jest termin tzw. syndromu Medei, którym określa się zaburzenie psychiczne powodujące, że matka mści się na ojcu ich dzieci, zabijając je lub niszcząc w inny sposób. Historia opowiedziana przez Stone’a jest prawdopodobna, ale spektakl jako całość nie wzbudził we mnie większych emocji.

Napięcia i dramaturgii brakowało mi przede wszystkim w wykonaniu orkiestry pod batutą Patricka Fournillier. „Medea” jest w zasadzie operą jednej roli, a Izabela Matuła, choć dysponuje głosem o odpowiedniej mocy i wytrzymałości, by zmierzyć się z tą wymagającą partią, nie do końca jeszcze potrafi pokazać rozpacz, chęć zemsty i pozostałe uczucia targające bohaterką. Koloraturowy kunszt zaprezentowała Joanna Moskowicz jako Dircé, prawdziwe wzruszenia towarzyszyły mi jednak gdy arię opiekunki Néris zaśpiewała Elżbieta Wróblewska. Pochodzący z Wysp Kanaryjskich tenor Airam Hernández zaśpiewał czysto i elegancko, szybko pokonując infekcję, która dokuczała mu podczas premiery. Dawno niewidziany na scenie Opery Narodowej Rafał Siwek pasuje jak ulał do roli majestatycznego, surowego i stanowczego Kreona, a aria „Pronube dive” w jego interpretacji była bardzo uroczysta.

O autorze