Podczas gdy teatry operowe w kraju kusiły premierami i koncertami inauguracyjnymi nowy sezon artystyczny, we wrześniowym repertuarze Deutsche Oper Berlin zainteresowały mnie dwa przedstawienia z udziałem znakomitych polskich artystów – w „Balu maskowym” Verdiego miał wystąpić Piotr Beczała, natomiast w „Pajacach” Leoncavalla, wystawianych zgodnie z tradycją w dyptyku wraz z „Rycerskością wieśniaczą” Mascagniego, rolę Neddy powierzono Aleksandrze Kurzak.
Ku wielkiemu żalowi fanów Piotr Beczała zmuszony był z powodów zdrowotnych zrezygnować z całej serii spektakli „Balu maskowego”, a w ostatnią niedzielę partię Gustawa III zaśpiewał Dmytro Popov, który inscenizację zrealizowaną w 1993 roku przez Götza Friedricha miał okazję poznać wcześniej, podczas występów u boku Anji Harteros w sezonie 2017/2018.
Mający już za sobą debiut na najważniejszej scenie operowej świata – nowojorskiej Metropolitan Opera ukraiński tenor niewątpliwie dysponuje dużymi umiejętnościami wokalnymi, jednak w jego wykonaniu zabrakło nieco pasji i zaangażowania potrzebnego, by stworzyć wyrazistą kreację szwedzkiego króla zakochanego w żonie swego przyjaciela Renata. Podobne wrażenia miałam również w przypadku samego Renata (Thomas Lehman), który posądzając Gustawa i swą małżonkę o zdradę, przyłącza się do spiskowców przygotowujących zamach i wypełnia przepowiednię wiedźmy Ulryki, wedle której król ma zginąć z ręki przyjaciela.
Bardziej wiarygodna w swej roli była rozdarta między uczuciem do dwóch mężczyzn Amelia kreowana przez Irinę Churilową, a jej sopran promieniował silą i blaskiem. Największy entuzjazm publiczności wzbudziła jednak Meechot Marrero, która błyskotliwie i z wdziękiem zaśpiewała partię pazia Oscara.
Prawdziwej uczty wokalnej można było w Berlinie doświadczyć jednak w poniedziałek, gdy na afiszu pojawiły się stanowiące zwyczajowo parę dwie jednoaktówki – „Rycerskość wieśniacza” i „Pajace”. Oba arcydzieła weryzmu łączy temat miłości, zazdrości i zdrady. W „Rycerskości wieśniaczej” Santuzza doprowadza do śmierci swego ukochanego Turiddu, po tym jak dowiaduje się, że ten zdradza ją ze swą dawną dziewczyną – Lolą. Turridu zostaje pokonany przez męża Loli w pojedynku na noże. W spektaklu w reżyserii Davida Pountney’a akcja rozgrywa się głównie w obwoźnym przydrożnym lokalu prowadzonym przez Mammę Lucię, nad którym dominuje drogowy wiadukt. To po tej betonowej budowli przemieszcza się wielkanocna procesja i z niej spada ciało zabitego Turridu, który nic sobie nie robiąc z wymówek Santuzzy, podążył za Lolą w drodze do kościoła. Zraniona i urażona Santuzza przeklina niewiernego kochanka i wyjawia prawdę o romansie Turridu i Loli mężowi dziewczyny, a ten wzywa go do walki. Reżyser tworzy duszną, klaustrofobiczną atmosferę, która stopniowo zagęszcza się, nieuchronnie prowadząc do tragedii. Iskrzenie pomiędzy Turridu i Lolą jest niemal namacalne dzięki rewelacyjnym rolom Roberta Alagny i Anny Buslidze. Alagna był po prostu olśniewający, śpiewał pięknie i swobodnie, z nieskazitelnymi wysokimi tonami. Jako Santuzza wystąpiła Eva – Maria Westbroek, której potężny głos uwydatniał dramat zdradzonej kochanki, pragnącej za wszelką cenę zatrzymać przy sobie ukochanego mężczyznę.
Wystawiane w drugiej części wieczoru „Pajace” rozpoczynają się od powtórzenia sekwencji śmierci Turridu z „Rycerskości wieśniaczej”. Betonowy wiadukt rozsuwa się, pojawiają się dodatkowe rusztowania, a na scenę w czarnej limuzynie wjeżdża trupa Cania, przypominająca bardziej gangsterów niż aktorów odgrywających tradycyjne komedie dell’arte. W „Pajacach” granica między sztuką, a rzeczywistością zaciera się – szef małej trupy teatralnej podczas odgrywania spektaklu o Kolombinie, Arlekinie i zdradzonym mężu staje się zabójcą swej wiarołomnej żony i jej kochanka Silvia, którzy wspólnie planują ucieczkę. Roberto Alagna jednocześnie wzruszał w słynnej arii „Śmiej się, Pajacu”, jak i przerażał, próbując za wszelką cenę wydrzeć z ust żony nazwisko ukochanego. Fantastyczna forma wokalna, przepełniona namiętnością i opętańczą zazdrością kreacja aktorska uczyniły z artysty zdecydowanego bohatera wieczoru. Jako Nedda partnerowała mu Aleksandra Kurzak, która nie tylko dysponuje jednym z najpiękniejszych sopranowych głosów, jakie można współcześnie usłyszeć w najlepszych operowych teatrach, ale jest również świetną aktorką, doskonale wchodzącą w emocje każdej odtwarzanej przez siebie postaci. Nedda jest przywiązana do Cania, ale traktuje go bardziej jak ojca niż życiowego partnera. Spragniona miłości, chce wraz z kochankiem porzucić trupę komediantów i zacząć nowe życie. Gdy męczący ją ciągłymi podejrzeniami mąż utwierdza się w przekonaniu o zdradzie Neddy, ta z miłości do Silvia nawet w obliczu śmierci nie chce wyjawić mu, kto jest wybrankiem jej serca. Pełnokrwista, temperamentna Nedda to wymarzona rola dla Aleksandry Kurzak, która nawet pośród tej ciemnej, brzydkiej scenografii potrafiła stworzyć całą paletę emocjonalnych barw.
Trzecim wygranym poniedziałkowego spektaklu był hiszpański baryton Carlos Álvarez wcielający się w postać odtrąconego przez Neddę Tonia, który donosi jej mężowi o planach dziewczyny dotyczących ucieczki.
Nie sposób również nie wspomnieć o tradycyjnie perfekcyjnym przygotowaniu orkiestry Deutsche Oper Berlin, która pod batutą Paola Arrivabeniego przeniosła publiczność w klimat południowo włoskiej prowincji.