Urok diabła. „Wolny strzelec” w Operze Wrocławskiej

0

Z okazji jubileuszu 180-lecia istnienia gmachu przy ulicy Świdnickiej, Opera Wrocławska uwzględniła w repertuarze najbardziej znane dzieło Carla Marii Webera „Wolny strzelec”. W powojennej historii teatru tytuł ten wystawiano w Polsce jedynie dziewięciokrotnie, w tym dwa razy we Wrocławiu. Stolica Dolnego Śląska szczyci się tym, iż ponad dwieście lat temu kompozytor ten na dwa lata objął posadę kapelmistrza orkiestry Teatru Miejskiego, który jest poprzednikiem dzisiejszej opery.

Ostatni raz Wrocław sięgnął po „Wolnego strzelca” w również rocznicowym 2001 roku. Jako Anusia wystąpiła wówczas zaledwie 24-letnia Aleksandra Kurzak, która powróciła obecnie na macierzystą scenę debiutując w roli Agaty.

„Wolny strzelec” Weber, Opera Wrocławska, fot. Tomasz Golla

Przygotowanie nowej inscenizacji powierzono Cezaremu Tomaszewskiemu, który znany jest m.in. z niekonwencjonalnych przedsięwzięć realizowanych we współpracy z Capellą Cracoviensis. W „Wolnym strzelcu” reżyser wprowadził postać narratora, co jak tłumaczył na konferencji prasowej, miało stanowić pomost pomiędzy dziewiętnastowiecznym dziełem, a współczesnym widzem. W mojej ocenie kolejne wejścia na scenę komentującego przedstawiane wydarzenia aktora były dość nużące, ale spektaklowi nie brakuje innych mocnych stron.

Biorąc pod uwagę dbałość w wykonaniu elementów scenograficznych, Opera Wrocławska plasuje się obecnie w czołówce polskich teatrów. Chór, dla którego Weber napisał piękną, pełną kolorów muzykę jest znakomity, szczególnie w początkowej scenie, gdzie cała społeczność drwi ze strzeleckiej niemocy Maksa czy w słynnym „Was gleicht wohl auf Erden”.

„Wolny strzelec” Weber, Opera Wrocławska, fot. Maciej Węglarz

Do baśniowej opowieści o myśliwym, który zostaje uwikłany w układ z diabłem, by w turnieju strzeleckim zdobyć rękę Agaty, dołączone zostało przesłanie, że zło znajduje się blisko nas.

Jedną z najlepszych jest finałowa scena II aktu, gdy Kacper rozmawia z Samielem, któremu ma dostarczać dusze kolejnych osób. Tym razem obiecuje zdobyć dlań duszę Maksa. Nie sposób nie poczuć wówczas dreszczu grozy i szczypty magii, a to za sprawą bardzo dobrych zarówno pod względem wokalnym, jak i aktorskim Dariusza Macheja i Remigiusza Łukomskiego, (bas pojawia się na scenie ponownie w końcowych scenach jako Pustelnik).

„Wolny strzelec” Weber, Opera Wrocławska, fot. Maciej Węglarz

W samych superlatywach można mówić o występie Aleksandry Kurzak. Pochodząca z Wrocławia sopranistka o statusie międzynarodowej gwiazdy była główną atrakcją i najsilniejszym ogniwem w obsadzie spektaklu. Jak zawsze doskonale przygotowana do nowej roli, sprawiała wrażenie targanej emocjami na oceanie uczuć. Śpiewała pięknie, szczerze i wzruszająco i z dużym wdziękiem wcieliła się w niewinną narzeczoną Maksa.

Duże brawa należą się również Hannie Sosnowskiej – Bill za kreację figlarnej towarzyszki Agaty – Anusi oraz Szmonowi Mechlińskiemu w roli księcia Ottokara, w obecności którego mają się odbyć turniejowe zmagania strzelców.

„Wolny strzelec” Weber, Opera Wrocławska, fot. Maciej Węglarz

Maks zdecydowany jest zrobić wszystko, by osiągnąć swój cel i wygrać turniej, wobec tego przyjmuje pomoc Kacpra oferującego mu nigdy nie chybiające celu kule. Postać ta posiada spory potencjał psychologiczny, bowiem można pokazać tu zmagania bohatera stojącego przed koniecznością dokonywania trudnych wyborów. Amerykański tenor Alec Carlson dysponuje potężnym głosem, ale potrzebuje czasu, by dopracować swój warsztat wokalny.

Pewną próbę stworzenia spójnego psychologicznie portretu podjął reżyser w przypadku Kacpra, który jak dowiadujemy się w niemej scence odgrywanej w trakcie uwertury, jest byłym narzeczonym Agaty, co częściowo może tłumaczyć jego postępowanie.

„Wolny strzelec” Weber, Opera Wrocławska, fot. Tomasz Golla

W ostatni weekend miałam przyjemność obejrzenia spektaklu w dwóch obsadach. W trakcie drugiej premiery najbardziej podobały mi się trzy głosy: południowoafrykańskiej sopranistki Johanni van Oostrum, która w niczym nie ustępowała Aleksandrze Kurzak, Sonii Warzyńskiej – Detlaff jako Anusi i Rafała Bartmińskiego, którego mocny, ciepły tenor stanowił ozdobę spektaklu. Z przyjemnością obserwuję również rozwój wokalny Jakuba Michalskiego, wcielającego się tym razem w postać Kacpra.

Łukasz Borowicz w obu premierowych przedstawieniach prowadził orkiestrę bardzo czujnie, a instrumenty dęte i smyczki znakomicie oddawały nastrój tajemniczości i grozy.

O autorze