Sonya Yoncheva jako erynia zemsty. „Medea” Cherubiniego w Staatsoper Unter den Linden

0

Medea z opery Luigiego Cherubiniego była popisową rolą Marii Callas, którą śpiewała w ponad trzydziestu przedstawieniach przywracając to nieco zapomniane wówczas dzieło światu. Śpiewaczka wcieliła się w postać mitycznej czarodziejki również w słynnym filmie Piera Paolo Passoliniego (1969 r.).

W minionym sezonie tytuł ten pojawił się m.in. na scenie Metropolitan Opera, będąc również dostępny w ramach popularnej serii transmisji kinowych „The Met: Live in HD”. W Warszawie „Medea” zagości w styczniu przyszłego roku przesuwaną z powodu pandemii premierą inscenizacji Simone’a Stone’a, która w 2019 roku była wystawiana na Festiwalu w Salzburgu.

W Staatsoper Unter den Linden „Medea” grana jest w oryginalnej francuskiej wersji językowej ze znacznie zredukowanymi dialogami. Przedstawienie wyreżyserowała Andrea Breth, uważana za główną kontynuatorkę stylu teatralnego Petera Steina. Realizatorka postawiła na minimalizm, umiejscawiając akcję opery wśród wypełnionych łupami kontenerów i w zaułkach należącego do półświatka magazynu. Dynamiczne efekty uzyskuje dzięki wykorzystaniu obrotowej sceny.

Medea żyje w brutalnym świecie toksycznej męskości, w którym pojęcie poszanowania praw kobiet praktycznie nie istnieje. Dirce zostaje wbrew własnej woli zmuszona do zawarcia zaaranżowanego małżeństwa z Jazonem, który prowadzi szemrane interesy z jej ojcem. Wyobcowanie Medei podkreślona jest przez szatę i tatuaże kojarzące się z orientem w wydaniu bliskowschodnim, co kontrastuje z klasyczną europejską elegancją pozostałych postaci. Tytułowa bohaterka zagraża przestępczemu imperium Kreona i musi zostać z niego wygnana. W obliczu otaczającej ją niegodziwości i okrucieństwa, jej wściekłość wydaje się być uzasadniona. Z Medeą identyfikują się feministki, gdyż decyduje się ona sama kształtować swój los. Mordując z zemsty na niewiernym małżonku swoją rywalkę oraz własne dzieci udowadnia, że woli przejąć inicjatywę i działać niż pozostać ofiarą patriarchalnego systemu.

Jako Medea wystąpiła Sonya Yoncheva, która wciela się w Berlinie w kolchidzką czarodziejkę od momentu premiery tego spektaklu w 2018 roku. Zaśpiewała z prawdziwą pasją i zaangażowaniem, wrażenie robiły również wzmocnione nagłośnieniem deklamacje ogarniętej chęcią odwetu kobiety, w trakcie których aż dreszcz przechodził po plecach. Sopranistka stworzyła przejmującą postać nie tylko mściwej Medei mordującej swoje dzieci, ale pokazała również jej oblicze jako czułej matki i kochającej kobiety. Pod względem wokalnym artystka najlepiej wypadła w finałowym akcie, w którym pokazała rozległy wolumen i wytrzymałość swojego pięknego głosu. Publiczność zareagowała na jej występ niezwykle entuzjastycznie.

Charles Castronovo najlepiej z całej obsady radził sobie z francuską wymową. Charakterystyczny głos o ciemnym zabarwieniu i bardzo dobra technika sprawiają, że tenor zawsze jest dużym atutem spektaklu w którym bierze udział. Podobała mi się również Slávka Zámečníková (Dirce), leureatka II nagrody na Konkursie Moniuszkowskim 2019, która od tego czasu zdołała podbić sceny europejskich teatrów na czele z Wiener Staatsoper, w której od trzech lat pracuje jako solistka. Jedwabisty głos, umiejętność prowadzenia postaci i budowania napięć emocjonalnych to znak rozpoznawczy młodej sopranistki.

Jedną z bohaterek wieczoru była również ukraińska dyrygentka Oksana Lyniv, na co dzień związana z Teatro Comunale Bologna, w 2021 roku pierwsza kobieta-dyrygent w historii Festiwalu Wagnerowskiego w Bayreuth. „Medeę” poprowadziła z dużą precyzją i klarownością, ale także z dużym wyczuciem dramatyzmu zawartego w partyturze.

O autorze