Krytyka kolonializmu. Elīna Garanča i Marina Rebeka w „Aidzie” w Staatsoper Unter den Linden

0

15 października Polacy wzięli sprawy w swoje ręce i tłumnie stawili się przy urnach. Frekwencja w tegorocznych wyborach parlamentarnych wyniosła rekordowe 74,38%. Tłumy gromadziły się przed lokalami wyborczymi nie tylko w Polsce, ale również za granicą, co miałam okazję obserwować w Berlinie, gdzie utworzyła się olbrzymia kolejka m.in. przed Instytutem Pileckiego, prowadząca przez Pariser Platz aż do Bramy Brandenburskiej.

Do stolicy Niemiec przyjechałam na „Aidę” Verdiego w Staatsoper Unter den Linden zachęcona obsadą, w której znalazły się dwie wyśmienite łotewskie śpiewaczki – Marina Rebeka oraz Elīna Garanča, oraz sceptycznie nastawiona do inscenizacji przygotowanej przez słynącego ze swoich skandalizujących spektakli Calixto Bieito.

„Aida” Verdiego w reżyserii Calixto Bieito, fot. Herwig Prammer, Staatsoper Unter den Linden

„Aida” to pierwsza premiera sezonu w Staatsoper Unter den Linden. W kolejnych miesiącach zobaczymy nowe produkcje „Medei” Charpentiera, „Rusałki” Dvořáka, „Chowańszczyzny” Mussorgsky’ego i „Melancholii oporu” Dalbavie’go.

Calixto Bieito powrócił do berlińskiej Staatsoper po trzech latach, które minęły od jego ostatniej premiery „Lohengrina” Wagnera, zrealizowanej i wystawionej online w czasie pandemii. Reżyser odczytuje „Aidę” w kontekście walki klas, krytyki kolonializmu i bezwzględnej pogoni za zyskiem.

To właśnie w Berlinie w 1885 roku odbyła się konferencja kongijska, podczas której przedstawiciele kolonialnych imperiów zdecydowali o regułach podziału Afryki. Zamachy terrorystyczne, populizm polityków, którzy żerują na ludzkich lękach, radykalizacja niektórych środowisk – to wszystko w pewnym stopniu skutki niegdysiejszej imperialnej polityki prowadzonej przez europejskie mocarstwa.

Bieito stara się pokazać okrucieństwo wyzysku serwując sceny polowania na grubego zwierza, pokazując wiszące na hakach skóry zebry, tygrysa i leoparda, chłopców sortujących elektroniczne odpady, którzy przeistaczają się w żołnierzy, a także przywołując wizje zatłoczonych supermarketów, obładowanych torbami imigrantów, wywróconych kontenerowców oraz księży polerujących karabiny. Przemocowe obrazy rozgrywają się w białym, sterylnym pomieszczeniu. Rozwieszone są w nim kolorowe ubrania; prawdopodobnie mają one symbolizować trafiającą w hurtowych ilościach na afrykańskie bazary odzież importowaną z Zachodu (w ostatnich miesiącach głośno było o sprzeciwie afrykańskich przywódców wobec tych praktyk, którzy nie chcą już aby ich kraje pełniły dłużej funkcję wysypiska śmieci dla bogatszych narodów).

„Aida” Verdiego w reżyserii Calixto Bieito, fot. Herwig Prammer, Staatsoper Unter den Linden

Imperialne zło uosabiają wszechobecni klauni, naturalne futra kontrastują z błyszczącymi sukienkami głównych bohaterek, a w trakcie marszu triumfalnego przenosimy się do XIX wieku obserwując ubrane w stylu wiktoriańskim kobiety, co również przywidzi na myśl czasy rewolucji przemysłowej i potęgi Imperium Brytyjskiego.

Reżyser stara się zmusić widza do autorefleksji, gdyż już w trakcie uwertury widzimy postaci, które „rzucają” w widzów wyimaginowanymi przedmiotami, co w kontekście później prezentowanych scen możemy uznać za pewnego rodzaju oskarżenie kierowane w stronę zgromadzonej w stolicy Niemiec publiczności.

Problem polega na tym, że polityczne postulaty Bieito nijak się mają do „Aidy” Verdiego i nie są zbyt czytelne dla osób, które przyszły obejrzeć dobrze znaną wzruszającą opowieść o uwikłanym w politykę i wojnę miłosnym trójkącie. Wątek miłosny został przez reżysera pominięty zresztą niemal całkowicie. W berlińskiej inscenizacji trudno zrozumieć, kim w odniesieniu do idei antykolonializmu jest Aida i jakie są jej relacje z innymi osobami?

Gwiazdą wieczoru była niewątpliwie Elīna Garanča, która zadebiutowała w roli Amneris na początku tego roku w Wiedniu. Jest to milowy krok w jej karierze i potencjalnie jedna z najważniejszych ról w dorobku artystycznym śpiewaczki. Aksamitny głos Garančy i jej majestatyczna uroda sprawiają, że jest ona idealną odtwórczynią postaci córki władczego faraona, a jednocześnie dodaje ona swojej bohaterce pewnego rodzaju delikatności i liryzmu. Marina Rebeka po raz pierwszy wcielała się w etiopską księżniczkę Aidę i mimo, że w niektórych momentach w jej wykonaniu zabrakło trochę dramatyzmu, zaśpiewała bardzo stylowo i pięknie prowadząc linię wokalną. Podobał mi się również nieznany mi wcześniej Gabriele Viviani w roli Amonastro oraz Grigory Shkarupa jako Faraon. Rozczarowaniem był Yusif Eyvazov, którego w roli Radamesa miałam już okazję słyszeć rok temu w Madrycie. Mimo że tenor jest w stanie wyśpiewać wszystkie nuty, jego głos jest po prostu skrzeczący i nieprzyjemny dla ucha. Partię Ramphisa zaśpiewał dysponujący wciąż potężnym basem René Pape. Nicola Luisotti dyrygował orkiestrą z wielką precyzją, dokładając wszelkich starań, by spektakl od strony muzycznej stanowił wyrafinowaną ucztę.

„Aida” Verdiego w reżyserii Calixto Bieito, fot. Herwig Prammer, Staatsoper Unter den Linden

O autorze