Patrząc na dzisiejszą pogodę za oknem, aż trudno uwierzyć, że zaledwie tydzień temu w strugach deszczu dotarłam na premierę „Gwałtu na Lukrecji” Brittena. Wyjście na najnowsze przedstawienie przygotowane przez Polską Operę Królewską okazało się zdecydowanie dobrym pomysłem, bowiem zobaczyłam najlepszy spektakl (spośród tych, które widziałam) wystawiony w tym teatrze.
Druga w dorobku kompozytorskim Brittena opera powstała w 1946 roku i uchodzi ona za wyraz jego sprzeciwu wobec przemocy i okrucieństwa zakończonej rok wcześnie wojny. Utwór rozpoczyna się sceną rozpaczy nad upadkiem obyczajów w ogarniętym wojenną zawieruchą Rzymie. Opowiada on historię cnotliwej żony jednego z rzymskich wodzów, Luciusa Collatinusa, która zostaje zniewolona przez rządzącego miastem Sekstusa Tarkwiniusza. Lukrecja nie może znieść hańby i popełnia samobójstwo, wyjawiwszy wcześniej prawdę mężowi.
Motyw przemocy seksualnej wobec bezbronnej kobiety, jakiej dopuszcza się posiadający nad nią przewagę wpływowy mężczyzna, jest niezmiernie aktualny również w dzisiejszych czasach i bardzo poruszający. Kameralny, intymny charakter dzieła nawiązującego formą do dramatu antycznego sprawia, że widz ma poczucie niemal namacalnego uczestniczenia w akcji.
Kamila Siwińska sięgnęła po „Gwałt na Lukrecji” po raz drugi. Wcześniejsza produkcja sprzed 8 lat była raczej projektem offowym, zrealizowanym w Starej Drukarni PAP przez studentów warszawskiej Akademii Teatralnej i Uniwersytetu Muzycznego. W inscenizacji przygotowanej dla Polskiej Opery Królewskiej multimedialne wizualizacje wzbogacają oszczędną, symboliczną scenografię. Współgrają z nimi kostiumy utrzymane w niebieskim kolorze, kojarzącym się ze świeżością i czystością. Znakomite projekcje wideo współgrają ze zwiewnymi, szyfonowymi szatami osiągając efekt pewnego odrealnienia postaci. Wstrząsająca i bardzo sugestywna jest scena gwałtu, w trakcie której etruski wódz zdziera z Lukrecji kolejne warstwy materiału, wrażenie robi również konna podróż Tarkwiniusza do miasta.
Spektakl ma dużą siłę oddziaływania również dzięki fantastycznie dobranej obsadzie. Anna Radziejewska wspaniale oddała dramatyzm tytułowej postaci prezentując znakomitą formę wokalną. Bardzo byłam ciekawa, jak z rolą Tarkwiniusza poradzi sobie Szymon Mechliński, którego dotychczas miałam okazję słuchać jedynie w koncertach. W „Gwałcie na Lukrecji” potwierdził on, że nie tylko dysponuje silnym, bogatym, mocno brzmiącym barytonem, ale również potrafi z entuzjazmem wcielić się w postać. Do bardzo udanych kreacji może zaliczyć również Remigiusz Łukomski występ w roli Collatinusa, męża Lukrecji. Wyraziste postaci stworzyli również Rafał Żurek (Chór Męski) i Joanna Talarkiewicz (Chór Żeński). Dyrygowała Liliana Krych, a orkiestra złożona jedynie z trzynastu instrumentalistów precyzyjnie wykonała chwilami gwałtowną i silną, a momentami subtelną i piękną muzykę Brittena.
Spektakl w Polskiej Operze Królewskiej po prostu trzeba zobaczyć. Bardzo dobry zestaw solistów i wysmakowana estetycznie, prowokująca do refleksji inscenizacja sprawią, że będzie to niezapomniany wieczór!