Opera Wrocławska z pompą rozpoczęła nowy sezon artystyczny zapraszając na inauguracyjną galę jednego z najbardziej znanych obecnie śpiewaków operowych, Erwina Schrotta. Urugwajski bas-baryton przyjechał do Wrocławia praktycznie prosto z Salzburga, gdzie wykonywał partię Ramfisa w „Aidzie” Verdiego. W Polsce wystąpił po raz drugi, po tym jak w 2018 roku wziął udział w charytatywnym koncercie „Muzyka czyni cuda” organizowanym przez Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom Chirurgicznie Chorym w Gdańsku.
W sobotę artysta z miejsca skradł serca słuchaczy oczarowując ich swoją interpretacją operowych arii i zaśpiewanych na bis argentyńskich tang. Miłość do obu rodzajów muzyki zaszczepili mu rodzice i jak sam wspominał, z dzieciństwa zapamiętał radiowe audycje pełne latynoskich przebojów, od których zaczynał dzień jego ojciec. Wieczorami, gdy następowały przerwy w dostawie prądu, cała rodzina zasiadała przy świecach, by zanurzyć się w dźwiękach uwielbianej z kolei przez matkę muzyki klasycznej.
Pierwszą część koncertu wypełniły fragmenty z oper „Don Giovanni” oraz „Napój miłosny”. Schrott z równym powodzeniem wciela się w Leporella, jak i tytułowego bohatera opery Mozarta. Solista emanuje charyzmą i wręcz zwierzęcą seksualnością, jest pewny siebie, a jednocześnie wyczuwa się, że ma do samego siebie sporo dystansu. Wchodząc na scenę całkowicie przeistacza się w kreowaną postać, nawiązując jednocześnie rewelacyjny kontakt z publicznością. Artysta zręcznie flirtował nie tylko ze swą sceniczną partnerką, którą była Maria Rozynek-Banaszak, ale również z widzami, do których puszczał oko i wchodził z nimi w interakcje.
Rewelacyjne były również scenki z „Napoju miłosnego” Donizettiego, w których Schrott występował w charakterze sprzedającego tajemnicze eliksiry szarlatana Dulcamary. Tym razem magiczną miksturą okazała się być butelka swojskiej wódki 🙂
W drugiej części wieczoru wystąpiła wyraźna zmiana nastroju. Usłyszeliśmy rzadko wykonywane arie z „Nieszporów sycylijskich” Verdiego czy „Filemona i Baucisa” Gounoda oraz doskonale znane melomanom hity z „Don Carlosa” Verdiego i „Toski” Pucciniego. Muszę przyznać, że te dwa ostatnie utwory wywarły na mnie największe wrażenie. Śpiewak ma duże możliwości wyrazowe, buduje postać z wokalnych niuansów, udowadniając że jest artystą dużego formatu. Wzruszał jako rozważający na temat marności egzystencji i nieodwzajemnionej miłości Filip i przerażał jako okrutny Scarpia, który ujawnia swe niecne plany wobec Toski. Z pięknie podawanej frazy artysta przechodzi do intymnej melorecytacji, co daje efekt wręcz piorunujący. Jego zdolności aktorskie są wręcz niewiarygodne – gra gestem, ciałem i mimiką twarzy. Bluźnierstwo barona Scarpii „Tosca, mi fai dimenticare Iddio!” („Tosco, przez ciebie zapominam o Bogu!”) zabrzmiało wyjątkowo potężnie i wiarygodnie.
Nie sposób nie wspomnieć również o towarzyszących gwieździe wieczoru solistkach Opery Wrocławskiej. Maria Rozynek-Banaszak śpiewa z ogromną lekkością i ma świetne wyczucie stylu belcanta, a Jadwiga Postrożna z dużym wdziękiem wykonała problematyczną dla wielu mezzosopranów pieśń saraceńska księżniczki Eboli z „Don Carlosa”.
Wieczór zakończył się w latynoskich rytmach. W 2011 roku Erwin Schrott wydał nagrodzoną statuetką ECHO Klassik Awards płytę „Rojotango”, z której tytułowy utwór zaprezentował w trakcie sobotniego wieczoru. Zabrzmiała również piosenka „Quizás, quizás, quizás”, a obdarzonemu gorącym temperamentem śpiewakowi z sukcesem udało się zachęcić widownię do wspólnego śpiewania, a nawet tańca! Orkiestra Opery Wrocławskiej rozkwita pod batutą Bassema Akiki, sprawdzając się doskonale również i w takim repertuarze.
We Wrocławiu nie brakuje wydarzeń z udziałem artystów światowej klasy. Już 22 i 24 września w roli Toski zaprezentuje się Ewa Płonka, a 5 listopada przyjedzie na koncert łotewska sopranistka Marina Rebeka.