Londyńczycy w Warszawie

4

W Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie trzydniową trasę koncertową po Polsce rozpoczęła London Symphony Orchestra pod dyrekcją sir Simona Rattle’a. Londyńczycy wystąpią jeszcze dzisiaj w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu, a 17 stycznia w Centrum Kongresowym ICE Kraków w ramach cyklicznie odbywającego się wydarzenia „ICE Classic”.

Jedna z najlepszych i najbardziej aktywnych orkiestr świata odwiedziła Warszawę po raz kolejny, ale pierwszy raz pod kierownictwem swego dyrektora artystycznego, sir Simona Rattle’a. Światowej sławy dyrygent w zeszłym roku pożegnał się z orkiestrą Filharmoników Berlińskich, z którą współpracował od 2002 roku. Dzięki jego zaangażowaniu w projekty edukacyjne i uruchomieniu platformy streamingowej do transmisji online koncertów, udało mu się w ciągu tego czasu tchnąć w filharmonię nowego ducha. Dziś nadal tryska energią, co mogliśmy obserwować we wtorek.

Wydarzenie poprzedziła przemowa dyrektora Dąbrowskiego, który w kilku serdecznych zdaniach wspominał tragicznie zmarłego prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza i poprosił o uczczenie jego pamięci minutą ciszy. Na sali przygaszono światła, a w pełną refleksji zadumę wdarł się w pewnym momencie dzwonek telefonu. Innych uprzykrzających odbiór sztuki pozostałym uczestnikom koncertu zachowań wśród widowni niestety również nie brakowało, co było w zasadzie jego jedynym mankamentem.

Wieczór zaczął się od „Muzyki na smyczki, perkusję i czelestę” Bartóka, której III część Adagio znana jest przede wszystkim dzięki filmowi „Lśnienie” Stanley’a Kubricka. Być może zadecydowała o tym przygnębiająca atmosfera żałoby, jaka ogarnęła kraj po zabójstwie polityka, ale tym razem niemal cały utwór wydawał się przesiąknięty mrocznym nastrojem i klimatem, kojarzącym się z nocnymi koszmarami.

W drugiej części zabrzmiała VI symfonia Brucknera, która jest dziełem raczej prostym i uporządkowanym w porównaniu do innych, dość mocno udziwnionych kompozycji Austriaka. Większa część symfonii ma również dość posępny charakter, jednak jej bardziej pogodne oblicze usłyszeliśmy w drugiej i najpiękniejszej części, Adagio.

Orkiestra zachwycała precyzją brzmieniem, zgraniem wszystkich sekcji i wspaniałą techniką. Choć przyjechali do Polski z bardzo trudnym i nieoczywistym repertuarem, olśnili publiczność swoim wykonaniem, a na bis wywołali prawdziwą euforię prezentując „Tańce góralskie” z opery „Halka” Moniuszki.

O autorze