„Arabella” jest ostatnim wspólnym dziełem Richarda Straussa i jego ulubionego librecisty Hugo von Hofmannsthala, który wkrótce po ukończeniu pracy nad operą zmarł na atak serca po samobójczej śmierci swojego syna. Von Hofmannsthal zdążył w zasadzie jedynie naszkicować drugi i trzeci akt „Arabelli”, co nie pozostało bez wpływu na umiarkowany sukces utworu. Określana jako opera komiczna „Arabella” nie ma zbyt wielu zabawnych momentów, a śmiech miesza się tu z goryczą.
Perypetie bohaterów rozgrywają się w wiedeńskim hotelu w 1860 roku. Sven-Eric Bechtolf w swojej realizacji przeniósł akcję w czasy przyłączenia Austrii do hitlerowskiej III Rzeszy, jednak na próżno w jego inscenizacji doszukiwać się wątków politycznych.
Zubożały ród Waldnerów posiada co prawda tytuł i nazwisko, ale cały rodzinny majątek został roztrwoniony. Aby zaradzić tej sytuacji, będący nałogowym hazardzistą hrabia przybywa z rodziną do Wiednia, by jak najkorzystniej wydać starszą córkę za mąż. Arabella odrzuca jednak kolejnych pretendentów do ręki, dopóki nie ulega fascynacji poznanym na balu młodzieńcem. Miłość Arabelli i Mandryki wystawiona zostaje jednak na próbę z powodu intrygi młodszej siostry dziewczyny – Zdenki, która darzy uczuciem jednego z adoratorów Arabelli – Mattea. Nieprawdopodobne zwroty akcji doprowadzają do szczęśliwego finału i obie siostry tworzą szczęśliwe pary z wybrankami swego serca. Spektakl miał swoją premierę w Wiener Staatsoper trzynaście lat temu i ogląda się go bardzo przyjemnie, a znakomita obsada rekompensuje dramaturgiczną słabość libretta, któremu w zasadzie bliżej jest do operetki niż opery.
Rola Mandryki to dla Tomasza Koniecznego nieczęsta okazja, by zaprezentować się w roli amanta. Znany przede wszystkim z ról wagnerowskich artysta uhonorowany został niedawno w Wiedniu zaszczytnym tytułem „Österreichischer Kammersänger”, przyznawanym zasłużonym śpiewakom operowym. W „Arabelli” zbudował on postać dość powściągliwego i oszczędnego w wyrażaniu emocji zalotnika, jednak bez problemu wierzymy w szczerość jego uczucia i poważne zamiary wobec tytułowej bohaterki. Godne podziwu jest również to, jak poradził sobie z tą trudną partią, zachwycając ciemną barwą głosu i eleganckim frazowaniem. Emily Magee bardzo wiarygodnie pokazała proces emocjonalnego dojrzewania Arabelli, a w jej znakomitej kreacji wokalnej szczególnie zwracała uwagę mistrzowska kontrola oddechowa. Chen Reiss była uroczą Zdenką o nieskazitelnym głosie, a Daniel Behle (Matteo) robił co mógł, by nadać wiarygodności swemu bohaterowi, który w mgnieniu oka otrząsa się z beznadziejnego zauroczenia Arabellą, by zwrócić swe uczucia ku Zdence.
Orkiestra Wiener Staatsoper pod kierownictwem Axela Kobera to klasa sama w sobie, moją uwagę jednak zwróciło to, jak znakomicie wyeksponowała ona motyw słoweńskiej ludowej pieśni, gdy Arabella opowiada siostrze o tym, że pragnie iść za głosem serca i pewnego dnia spotka mężczyznę, którego będzie mogła pokochać.