16 kwietnia w broadway’owskim Majestic Theathre po raz ostatni wystawiono „Upiora w operze” – kultowy musical Andrew Lloyda Webbera. Kompozytor zadedykował finalne przedstawienie swojemu synowi Nicholasowi, który zmarł pod koniec marca.
Spektakularny „Upiór w operze” miał swoją premierę na Broadway’u w styczniu 1988 roku. W oryginalnej obsadzie znaleźli się Michael Crawford, Sarah Brightman i Steve Barton, a spektakl okazał się tak dużym sukcesem, że nie schodził ze sceny przez kolejne 35 lat. W tym czasie zagrano 13 981 przedstawień, które obejrzało 20 milionów widzów. Tytuł zarobił 1,3 mld dolarów, a przy jego produkcji zatrudnionych było w sumie 6500 osób, w tym ponad 400 wykonawców. W ostatni weekend słynny żyrandol uniósł się po raz ostatni, a kurtyna opadła na dobre.
Najdłużej wystawiany musical na Broadway’u jako pierwsi zobaczyli widzowie Her Majesty’s Theatre w Londynie (1986). Do tej pory dzieło to wystawione zostało w 17 językach w 45 krajach, przyciągając miliony widzów. „Upiór w operze” zszedł z afisza nowojorskiego teatru ze względu na niższe wpływy finansowe spowodowane zarówno szalejącą inflacją, jak i wpływem epidemii koronawirusa na branżę turystyczną.
Finałowe przedstawienie przyciągnęło jednak tłumy zaproszonych gości, wśród których byli zarówno członkowie obsad, jak i inni artyści (m.in. Lin-Manuel Miranda i Glenn Close). Dla fanów musicalu zorganizowano loterię, w której można było wygrać bilety na to wydarzenie. Wielu z nich przebrało się za Upiora, jeden natomiast miał nawet na sobie kostium Czerwonej Śmierci.
„Upiór w operze” nadal wystawiany jest w Londynie, a także Czechach, Japonii, Koei Południowej i Szwecji. Nowe produkcje zapowiedziane są w przyszłym miesiącu w Chinach, w lipcu we Włoszech i w październiku w Hiszpanii.
Producent teatralny Cameron Mackintosh nie wyklucza, że przedstawienie wróci jeszcze kiedyś do Nowego Jorku.