„Traviata” w kabarecie

1

Teatr Wielki – Opera Narodowa w przedświątecznym okresie postanowiła przypomnieć „Traviatę” Giuseppe Verdiego w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Spektakl miał swoją premierę w 2010 roku i odniósł wówczas spektakularny sukces wśród warszawskiej publiczności.

Realizacja Trelińskiego odchodzi od tradycyjnej konwencji przedstawiającej „Traviatę” w XIX-wiecznym Paryżu. Główna bohaterka pojawia się na scenie wychodząc z błyszczącej trumny, wystylizowana niczym gwiazda kina niemego. Tak poznajemy Violettę – prowadzącą nocny tryb życia artystkę kabaretową, której idealny wizerunek psuje jedynie postępująca choroba.

Scenografia Borisa Kudlički zamontowana jest na przesuwającej się z boku na bok platformie. Widzimy zaplecze sceny, dyskotekowo-kabaretową salę z srebrną kulą i fotelami, korytarz, garderobę i łazienkę Violetty. Pierwotnie akcja dzieje się w bardzo szybkim tempie, by w trakcie drugiego aktu przenieść się nad basen mieszczący się na terenie podmiejskiej willi. To tam w komfortowych warunkach główna bohaterka cieszy się miłością Alfreda, którego uczucie przekonało ją do rezygnacji z dotychczasowej profesji i zmiany otoczenia. Dopiero gdy Giorgio Germont przekonuje kobietę do rezygnacji z romansu z jego synem, ta wraca do dawnych zwyczajów. Jedną z najlepszych scen w spektaklu jest ta, gdy Violetta w błyszczącej sukni otoczona jest przez pikadorów uniemożliwiających jej swobodę ruchu. Od konsekwencji podjętych decyzji i choroby nie można uciec.

Finałowy trzeci akt jest najbardziej oszczędny w środkach wyrazu. W sypialni głównej bohaterki nie ma łóżka, jest za to wysokie barowe krzesło oraz łamane lustro, w którym w zwielokrotniony sposób odbija się postać umierającej kobiety. Aż do tragicznego finału Violetta nieustannie porusza się po pozbawionym wygód mieszkaniu. Nad głową schorowanej kobiety pojawia się migotliwa kula, która spada na scenę w momencie śmierci bohaterki. Choroba i śmierć ostatecznie stają na drodze do szczęścia Violetty i Alfreda, który zrozumiał, że ukochana poświęciła się dla jego dobra.

Warszawska realizacja „Traviaty” jest bardzo efektowna, co poza ruchomą scenografią zawdzięcza kipiącym erotyzmem kostiumom autorstwa Gosi Baczyńskiej i Tomasza Ossolińskiego. W przedstawionym świecie pięknych i bogatych zabrakło chyba jednak większego wyeksponowania uczuć pary kochanków.

Edyta Piasecka w roli Violetty zachwyca technicznymi możliwościami i urodą. Udało jej się również stworzyć postać budzącą współczucie, z której tragiczną sytuacją widz się utożsamia. Pavlo Tolstoy jako Alfredo dorównywał partnerce pod każdym względem, z ogromnym wyczuciem dramatyzmu wykonując poszczególne arie. Marcinowi Bronikowskiemu w partii Giorgio Germonta należą się szczególne wyrazy uznania za duet z II aktu z Violettą. Orkiestra pod batutą Andriy’a Yurkevycha bardzo wspomagała solistów, którzy momentami byli ustawieni nieco zbyt w głąb sceny. To ostatni spektakl w TW-ON z udziałem tego znakomitego dyrygenta. Na zakończenie współpracy zgromadzona w teatrze publiczność zgotowała mu owację na stojąco.

O autorze