Samotność w wielkim mieście. „La Bohème” w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej

2

Wszystkie inscenizacje „Cyganerii” Pucciniego, jakie miałam okazję oglądać w ostatnich latach w Polsce i za granicą to spektakle bez mała czterdziestoletnie, pachnące naftaliną jak stara suknia wyciągnięta z szafy.

W Teatrze Wielkim – Operze Narodowej „Cyganeria” wystawiana jest w oryginalnym tytule „La Bohème”. Przedstawienie miało swoją premierę rok temu, a za reżyserię odpowiada Barbara Wysocka, która dla warszawskiej opery zrealizowała już wcześniej m.in. „Toskę” Pucciniego i „Erosa i Psychę” Różyckiego. Dominującym elementem scenografii jest ogromny napis „LA VIE BOHEME”, w którego literach mieści się lokum zamieszkiwane przez grupę zaprzyjaźnionych artystów. Zamiast na urokliwe poddasze kamienicy na paryskim Montmartre, przenosimy się do nowojorskiej East Village, w której rozgrywa się akcja musicalu „Rent” będącego uwspółcześnioną wersją „Cyganerii”. To w tej dzielnicy znajduje się m.in. liczący sobie ponad 150 lat najstarszy w Nowym Jorku bar szczycący się tym, że przy jego stolikach zasiadali chociażby Scott Fitzgerald, Humphrey Bogart, Andy Warhol czy Mick Jagger. „Rent” to historia o niespełnionych artystach, którzy zamiast walczyć o swoje marzenia, poddali się i utknęli w miejscu. Musical porusza tematykę narkomanii, AIDS, homoseksualizmu, alienacji, miłości i umierania. Barbara Wysocka w warszawskiej „La Bohème” koncentruje swoją uwagę na samotności Mimi żyjącej z widmem nadchodzącej śmierci oraz egoistycznej postawie Rodolfa, który zostawia ukochaną ze strachu przed jej chorobą i w swoim zaślepieniu nie dostrzega tego, że potrzebuje ona pomocy.

W drugim akcie obrócone do przodu litery rozbłyskują neonowymi światłami zapraszając widza do tętniącego życiem świata bohemy artystycznej. Sceny zbiorowe przypominają nieco filmową „Gorączkę sobotniej nocy”, panuje atmosfera zabawy i lekkości. W finale napis „LA VIE BOHEME” częściowo zawala się i wystaje spod śnieżnej zaspy. Zniszczona konstrukcja i chłodny zimowy krajobraz akcentują przegraną walkę o miłość Mimi i Rodolfa.

W tegorocznym wznowieniu opery największym atutem jest młoda obsada śpiewaków, którzy tworzą na scenie energię, jakiej brakowało podczas premierowych spektakli. Adrianę Ferfecką i Piotra Buszewskiego po raz pierwszy połączył w parę głównych bohaterów „Cyganerii” dyrektor artystyczny Opery Wrocławskiej Mariusz Kwiecień, gdy w trakcie pandemii zdecydował się na transmisję na żywo spektaklu wystawianego bez udziału publiczności. Młodość i sceniczna prawda bijąca z ekranu zauroczyły kilka tysięcy zmuszonych do pozostania w domach widzów.

Adriana Ferfecka jest znana ze swoich poruszających interpretacji ról puccinowskich. Jako Mimi w „Cyganerii” pojawiła się już m.in. w Deutsche Oper Berlin, a wiosną tego roku z sukcesem zadebiutowała w roli Liu w „Turandot” na deskach Teatro dell’Opera di Roma. Jej Mimi jest po prostu zjawiskowa, sopranistka potrafi doskonale operować głosem wydobywając z niego liczne odcienie liryzmu i dramatu. Dla Piotra Buszewskiego rola Rodolfa to pierwszy występ w spektaklu Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Podczas ostatniego w tym sezonie przedstawienia „La Bohème” zaśpiewał w sposób bardzo swobodny i niewymuszony, rozkręcając się z aktu na akt i potwierdzając swoją klasę jednego z najbardziej obiecujących tenorów młodego pokolenia. Artysta jeszcze w tym miesiącu wyjeżdża do Nowego Jorku, gdzie rozpoczyna próby do „Dialogów karmelitanek” Poulenca, które w styczniu powrócą w nowej obsadzie na scenę Metropolitan Opera.

Przeciwieństwem słodkiej, niewinnej Mimi jest Musetta, wodząca mężczyzn za nos kokietka brawurowo odegrana przez Aleksandrę Orłowską. Szymon Mechliński jako malarz Marcello zdecydowanie nie miał problemu z trudną akustyką Opery Narodowej – zaśpiewał głosem pełnym mocy i blasku. Pierwszoplanowe kreacje poparte są dobrymi głosami zaangażowanymi do ról drugoplanowych. Godni zapamiętania są zarówno Jerzy Butryn (Colline), Schaunard (Sławomir Kowalewski) oraz wcielający się w rubasznego właściciela mieszkania (Benoit) Dariusz Machej. Orkiestra pod kierownictwem Patricka Fournillier doskonale podążała za narracją libretta podkreślając namiętne emocje puccinowskiego stylu.

O autorze