Wiener Staatsoper wznowiła w tym sezonie Trubadura Verdiego dwukrotnie – w lutym w roli hrabiego di Luny na scenie Staatsoper zadebiutował Artur Ruciński, natomiast w maju partię Manrica wykonał Piotr Beczała. Dla polskiego tenora była to już druga realizacja Trubadura, po debiucie w tej roli w Opernhaus Zürich w 2021 roku. Obaj artyści spotkają się w tych samych partiach w przyszłym sezonie – na deskach Bayerische Staatsoper oraz Teatro Real.
Reżyser Daniele Abbado umieszcza akcję opery w realiach hiszpańskiej wojny domowej lat 30. XX wieku, co podkreśla uniwersalny wymiar dzieła – opowieści o podziałach, namiętnościach, przemocy oraz moralnych i religijnych paradoksach towarzyszących bratobójczym konfliktom. Hiszpania staje się tu symbolicznym tłem, a nie konkretnym miejscem historycznym. Abbado unika nadpisywania znaczeń – pozostawia przestrzeń dla emocji bohaterów, a historyczny kontekst służy jedynie jako dyskretna rama ukierunkowująca wyobraźnię widza.

Scenografia Graziano Gregoriego tworzy przestrzeń umowną i funkcjonalną – z arkadami, filarami i balkonami na pierwszym planie oraz, zależnie od potrzeb inscenizacji, schodami, wejściami do kościołów i innymi elementami w głębi sceny. Obrazy rebeliantów z bronią budują sugestywną atmosferę, nie narzucając przy tym jednoznacznej interpretacji. Odniesienia do symboliki religijnej wzmacniają tragizm sytuacji bohaterów i potęgują atmosferę fatalizmu. Szczególnie wymowne pozostaje zastygnięcie akcji zamykające II akt – moment, w którym czas niemal się zatrzymuje, podkreślając dramatyczne napięcie między postaciami.
Mimo spójnej koncepcji inscenizacja Abbado pozostaje dość statyczna, a jej siła w dużej mierze zależy od jakości wykonania – spektakl wydaje się podporządkowany śpiewakom, którzy stają się głównymi nośnikami emocji i sensu. Produkcja, choć solidna i estetycznie wyważona, nie wychodzi poza klasyczne ramy inscenizacyjne – stanowi eleganckie, lecz nieco przewidywalne tło dla dramatów bohaterów. Obejrzany przeze mnie 24 maja spektakl zdominowały dwie postaci sceniczne: niekwestionowana gwiazda wieczoru, Piotr Beczała jako Manrico, oraz Ekaterina Semenchuk w roli Azuceny.

Piotr Beczała stworzył przekonującą kreację Manrica, łącząc liryczną szlachetność brzmienia z siłą dramatycznej ekspresji. W trzecioaktowym „Ah sì, ben mio” jego głos zyskał miękkość i subtelność, by zaraz potem w brawurowym „Di quella pira” wznieść się z imponującą mocą ponad chór i orkiestrę, zachwycając nośnością i blaskiem górnych dźwięków. Jego śpiew urzeka klarownością frazy, naturalnym, świetlistym brzmieniem oraz elegancją prowadzenia linii wokalnej. Beczała z łatwością buduje napięcie dramatyczne, przekonująco oddając emocje bohatera i wypełniając partię intensywnym, poruszającym wyrazem.
Ekaterina Semenchuk w roli Azuceny zachwyciła wyrównanym mezzosopranem, pełnym zarówno głębi, jak i klarowności wyższych partii. Jej bogata, ciemna barwa idealnie oddała dramatyzm i szaleństwo bohaterki. Szczególnie imponujące było wykonanie arii „Stride la vampa”, w którym Semenchuk pokazała zarówno techniczną precyzję, jak i emocjonalną intensywność.

Krassimira Stoyanova nie do końca wykorzystała pełen potencjał dramatyczny roli Leonory. Choć jej dojrzały sopran zachował szlachetność i ciepło, momentami zabrakło mu potrzebnej siły i intensywności, by w pełni oddać wewnętrzne napięcia i burzliwy temperament tej postaci. Stoyanova zdecydowanie bardziej przekonuje w lirycznej, kontemplacyjnej arii klasztornej (D’amor sull’ali rosee), niż w pełnej emocjonalnego uniesienia i rozpaczy pieśni do trubadura (Tacea la notte placida).
Luca Salsi w roli hrabiego Luny prezentuje głos o wyraźnej ekspresji, dobrze wpisując się w charakter tej skomplikowanej postaci. ego barwa i siła zasadniczo odpowiadały wymaganiom roli, jednak w kulminacyjnych momentach pojawiały się trudności z utrzymaniem stabilności wokalnej w partiach forte, co miejscami osłabiało pełnię dramatycznej ekspresji. Partia hrabiego di Luny wymaga bowiem nie tylko mocy, ale także precyzji i kontroli technicznej, szczególnie w bardziej wymagających fragmentach.

Marco Armiliato prowadzi Trubadura z dynamiczną energią, podkreślając zarówno dramatyczne napięcia, jak i liryczne momenty dzieła, a także skutecznie kieruje chórem, który brzmi spójnie i ekspresyjnie. Jego precyzyjna kontrola tempa oraz dbałość o kontrasty dynamiczne doskonale oddają zmienność emocji i burzliwość partytury Verdiego.