Perfekcyjny Piotr Beczała

1

W miniony weekend warszawska publiczność miała okazję wysłuchać długo wyczekiwanego recitalu pieśni w wykonaniu Piotra Beczały, któremu przy fortepianie towarzyszyła Sarah Tysman. Choć może się to wydawać zaskakujące, był to pierwszy występ wybitnego polskiego tenora w gmachu Filharmonii Narodowej.

Początkowo program wieczoru zakładał prezentację utworów Karłowicza i Moniuszki zestawionych z kompozycjami czeskich i rosyjskich twórców, takich jak Dvořák, Czajkowski czy Rachmaninow. Ostatecznie jednak repertuar uległ zmianie. Artysta zrezygnował z części rosyjskiej, tłumacząc ze sceny, że przy tworzeniu programu miał nadzieję, iż do dnia koncertu wojna już dobiegnie końca.

Wydarzeniu towarzyszyła atmosfera niemal magiczna – nasycona niecierpliwym oczekiwaniem i wyczuwalną ekscytacją. Od ostatnich warszawskich występów Piotra Beczały minęło bowiem już pięć lat – przypomnijmy: były to „Halka” Moniuszki i „Werther” Masseneta wystawione w 2020 roku na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Ostatni recital pieśni z udziałem Helmuta Deutscha miał natomiast miejsce jeszcze wcześniej, w 2018 roku. To właśnie wtedy tenor został uhonorowany Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Podobnie i tym razem nie zabrakło symbolicznego gestu – artysta wyjechał z Warszawy ze statuetką TVP Polonia.

Obecny sezon przyniósł wyjątkowo częstą obecność śpiewaka na polskich scenach. Jesienią wystąpił m.in. w Akademii Muzycznej w Katowicach, w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu (u boku Sondry Radvanovsky), a także w koncertowym wykonaniu „Toski” Pucciniego w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku – charytatywnym wydarzeniu z cyklu „Muzyka czyni cuda”, w którym udział wzięli również Sondra Radvanovsky i Ambrogio Maestri.

Jednocześnie rzesze wiernych melomanów z uwagą śledzą jego międzynarodową karierę, podążając za nim do największych teatrów operowych świata – od Wiednia, Zurychu i Monachium, przez Paryż, Madryt i Barcelonę, po Londyn i Nowy Jork.

Recitale pieśni tworzą niepowtarzalną, intymną atmosferę, umożliwiającą bliski kontakt z artystą. Śpiewak urzeka prostotą i bezpretensjonalnością swojej interpretacji, potrafiąc w kluczowych momentach zawiesić głos czy zastosować subtelne akcenty, które dodają głębi. Twórczość Karłowicza to muzyka wypływająca wprost z serca, a Piotr Beczała doskonale kreuje nastrój przemijania, zadumy, niepokoju i melancholii.

W 2020 roku nakładem Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina ukazał się album, na którym nasz tenor prezentuje muzykę kameralną (Pieśni. Karłowicz, Moniuszko / Piotr Beczała, Helmut Deutsch). Płyta zawiera większość polskich pieśni wykonanych podczas recitalu, w tym kilka muzycznych miniatur Moniuszki. W trakcie niedzielnego wieczoru Beczała ukazał w nich swoją muzykalność, mistrzowską dykcję, naturalne frazowanie i oddanie małżonce, zmieniając słowa „Krakowiaczka” na „Jedno tylko serce mam, Jedną tylko Kasię znam”.

Prawdziwą ozdobą recitalu były wspaniałe wykonania arii z oper Moniuszki, a także aria Księcia z „Rusałki” Dvořáka, która doskonale leży w głosie Piotra Beczały, potwierdzając jego status jednego z najlepszych ambasadorów muzyki słowiańskiej. Z równie wielkim entuzjazmem publiczność przyjęła „Cygańskie melodie” Dvořáka oraz trzy bisy, wśród których znalazła się ulubiona pieśń małżonki śpiewaka, „Zueignung” Straussa.

Wielkie brawa należą się również pianistce Sarah Tysman, która od lat współpracuje z Beczałą, m.in. podczas recitalu w Wiener Staatsoper, na Bratislava Music Festival, w Palau de la Musica w Barcelonie czy w Opéra national de Paris. W Warszawie Sarah Tysman przede wszystkim towarzyszyła tenorowi, tworząc z nim zgrany, artystycznie dojrzały duet. Jej akompaniament cechowała wrażliwość, precyzja i świadome budowanie napięć. Pianistka wykonała również utwory solowe, jednak to właśnie podczas wspólnego muzykowania – zwłaszcza w pieśniach Moniuszki – w pełni rozwinęła swój interpretacyjny kunszt, subtelnie, lecz wyraziście zaznaczając swoją obecność na scenie.

„Kochamy pana!” – wykrzyknął ktoś z pierwszych rzędów po zakończeniu cyklu pieśni Karłowicza. To krótkie, lecz wymowne wyznanie było najpełniejszym wyrazem wdzięczności za niezmiennie wysoką formę i artystyczną klasę naszego najlepszego tenora.

O autorze