Lise Davidsen wróciła na scenę Wiener Staatsoper w popisowej roli Ariadny

0

Lise Davidsen zadebiutowała na scenie Wiener Staatsoper w 2017 roku wykonaniem roli Ariadny w „Ariadnie na Naxos” Straussa. Od tego czasu wystąpiła tam w „Walkirii” Wagnera, „Peterze Grimesie” Brittena i „Tosce” Pucciniego, a w styczniu powróciła do swojej popisowej roli Ariadny zastępując w obsadzie Annę Netrebko. Rosyjska sopranistka zrezygnowała z udziału w produkcji, gdyż z przyczyn zdrowotnych zabrakło jej czasu, by odpowiednio przygotować się do debiutu w roli.

Pomiędzy spektaklami Davidsen ogłosiła publicznie, że zostanie matką bliźniąt, w wyniku czego odwołuje wszelkie zobowiązania zawodowe do końca roku, a jej ostatnim angażem będzie zaplanowany na marzec „Fidelio” Beethovena w Metropolitan Opera (jako Don Pizarro wystąpi Tomasz Konieczny). Wiedeńska „Ariadna na Naxos” stała się więc jedyną w tym roku okazją, by zobaczyć tę znakomitą śpiewaczkę w spektaklach w Europie.

Inscenizacja Svena-Erica Bechtolfa powstała jako koprodukcja z Festiwalem w Salzburgu, a jej premiera w Wiener Staatsoper odbyła się w 2012 roku. W Salzburgu zaprezentowano pierwotną wersję „Ariadny na Naxos” skomponowaną przez Straussa jako jednoaktową operę przeznaczoną do wystawiania po sztuce „Mieszczanin szlachcicem” Moliera. W Staatsoper wystawiana jest wersja wiedeńska z 1916 roku, z dopisanym później przez Hofmannstrahla i Straussa Prologiem. Reżyseria jest udana, postaci są starannie dopracowane, z odpowiednią dawką humoru.

Scenografia pokazująca wnętrza domu zamożnego wiedeńskiego mieszczaństwa zaaranżowana jest w sposób elegancki i funkcjonalny, a Bernhard Schir w dobrym stylu kreuje rolę Majordomusa bawiąc widzów swoją wyniosłością i cynizmem. Akcja Prologu przenosi widzów do garderoby, w kulisy teatralnego życia, gdy Kompozytor w ostatniej chwili dowiaduje się, że na polecenie gospodarza musi połączyć przedstawienie operowe z występem komediowej trupy. Prolog to z jednej strony zaproszenie za kulisy powstawania spektaklu, ale również konfrontacja sztuki wysokiej z pełną blichtru i taniego efekciarstwa masową rozrywką.

Druga część to właściwy spektakl, w którym ukazany jest ból porzuconej przez kochanka Ariadny. Na scenie widzimy pozostawione u brzegu wyspy Naxos wysłużone fortepiany, a na pokrywie jednego z nich Zerbinetta i jej kompania dają pokaz akrobatycznych sztuczek. Na drugim planie usadowiona jest oglądająca przedstawienie publika, a w kulisach nad jego przebiegiem próbują zapanować Nauczyciel muzyki i Nauczyciel tańca.

Najbardziej zapada w pamięć jednak zakończenie spektaklu. W nastrojowych dekoracjach, w świetle świec i ozdobnych żyrandoli Ariadna odwzajemnia miłość Bachusa i odchodzi razem z nim, pozostawiając na scenie Zerbinettę i Kompozytora, których wzajemna niechęć stopniowo przeradza się w wielkie uczucie przypieczętowane finałowym pocałunkiem.

Pod względem muzycznym spektakl był bardzo dobry. Największą uwagę przyciągała oczywiście Lise Davidsen, której bogaty, pełen blasku i mocy sopran z łatwością wypełniał salę Staatsoper. W arii „Es gibt ein Reich” zachwycała doskonałą techniką i ciepłym brzmieniem głosu, w duecie z Bachusem również prezentowała najwyższą klasę.

Sara Blanch jako Zerbinetta stworzyła udaną kreację sceniczną śpiewając perlistym, krystalicznie czystym sopranem. Aria „Großmächtige Prinzessin” nagrodzona została burzą oklasków. Bardzo podobała mi się również Kate Lindsey w roli udręczonego ingerencją w jego artystyczną wizję Kompozytora.

W niewielkiej, ale bardzo wymagającej partii Bachusa zadebiutował Michael Spyres. Amerykański tenor ma bardzo atrakcyjny głos o specyficznym barytonowym brzmieniu, jednak w niektórych momentach słychać było, że śpiewa on na granicy swoich możliwości głosowych (w transmitowanym na stronie internetowej teatru spektaklu wypadł bardziej korzystnie). Wśród wykonawców drugoplanowych ról na wyróżnienie zasługuje Jusung Gabriel Park jako Arlekin. Cornelius Meister prowadził orkiestrę precyczjnie i energicznie, a w odpowiednich miejscach z lekkością i humorem. Finał był intensywny i porywający, zakończony długimi owacjami wiedeńskiej publiczności.

O autorze