W samym sercu Krakowa, w malowniczej scenerii renesansowego dziedzińca arkadowego Zamku Królewskiego na Wawelu, wystąpiła w piątek Aleksandra Kurzak. Koncert odbył się w ramach 22. Letniego Festiwalu Opery Krakowskiej i był również okazją do uhonorowania artystki najwyższym odznaczeniem w dziedzinie kultury, złotym medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis.

Panująca od kilku dni deszczowa aura powodowała obawy o przeniesienie koncertu “Arie Oper Świata” do budynku Opery Krakowskiej przy ul. Lubicz. W piątek jednak chmury rozstąpiły się i nad Wawelem rozbłysło słońce, a zamkowy dziedziniec zamienił się w urokliwe tło dla występu światowej gwiazdy.

Aleksandra Kurzak, która w tym roku obchodzi dwudziestolecie pracy artystycznej, jest obecnie w bardzo ciekawym momencie swojej kariery. Od kilku już lat konsekwentnie przebudowuje swój repertuar, pojawiając się w największych teatrach operowych w kolejnych scenicznych wcieleniach. W Krakowie pokazała trudny i ambitny program, nie pozbawiony jednak przebojów z “Traviaty”, “Madamy Butterfly” czy “Gianni Schicchi”.

Pierwsza część wieczoru poświęcona była w głównej mierze utworom Verdiego, a artystka rozpoczęła go brawurowym wykonaniem słynnego recytatywu i arii Violetty z “Traviaty” – “E strano… Sempre libera”. Violetta to koronna rola Aleksandry Kurzak, którą z ogromnym powodzeniem śpiewała na całym świecie i do której wraca jesienią w Paryżu. Tam też zadebiutuje później jako Elżbieta w “Don Carlosie” we wznawianej produkcji Krzysztofa Warlikowskiego, którą wystawił po raz pierwszy na rozpoczęcie obecnego sezonu. Dramatyczna aria “Tu che le vanita” zabrzmiała bardzo przekonywująco.

Desdemona w “Otello” to nowa pozycja w repertuarze Aleksandry Kurzak, którą zdążyła już jednak zaprezentować w Wiedniu i Hamburgu. Jedną z najpiękniejszych arii w tej operze, delikatną, liryczną i tragiczną jest “Canzone del salice… Ave Maria” i jej interpretacja przez solistkę wzbudza zachwyt i zadumę. W podobny nastrój artystka wprowadziła publiczność śpiewając “Ecco: respiro appena” z “Adriany Lecouvreur” Cilei.

Druga część koncertu to hołd złożony kompozycjom Pucciniego. Nie jest tajemnicą, że śpiewaczka od dawna marzy o roli japońskiej gejszy zakochanej w amerykańskim żołnierzu i w Krakowie sprezentowała melomanom znaną i przesyconą dramatyzmem oczekiwania na ukochanego arię “Un bel di, vedremo” z opery “Madama Butterfly”. Aleksandrę Kurzak będzie można zobaczyć jako Cio-Cio-San już wiosną przyszłego roku w neapolskim Teatro di San Carlo. Dłużej niestety trzeba będzie poczekać na sceniczny debiut znakomitej polskiej sopranistki w roli Toski, ale włączenie “Vissi d’arte” do programu koncertu pozwala mieć nadzieję, że zostanie on ogłoszony wkrótce.

Miękkość i liryzm głosu artystki oczarował słuchaczy w przebojowej arii Lauretty „O mio babbino caro” z opery „Gianni Schicchi”. Zwieńczeniem wieczoru były dwa fragmenty (jeden zaśpiewany na bis) z opery “Turandot”, w której sopranistka występowała jako Liu już dwukrotnie – w Londynie i Wiedniu, za każdym razem kradnąc show reszcie obsady.

Kryształowo czysty głos o wspaniałej barwie, lekkość z jaką Aleksandra Kurzak wykonuje nawet najtrudniejsze utwory i nieprzeciętna uroda sprawiają, że jest ona rozchwytywana przez najlepsze operowe sceny świata. W Krakowie śpiewaczka podkreśliła swój urok i piękno zmysłową czerwoną suknią z odkrytymi plecami i białym szalem oraz zjawiskową, dopasowaną kreacją Roberto Cavalli w kolorze fioletu z kwiatowymi aplikacjami.

Pozując po występie do zdjęć z fanami, Aleksandra Kurzak pozostała z zawieszonym na szyi złotym medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Odznaczenie wręczył artystce na scenie wicepremier, minister kultury Piotr Gliński. “Jestem dumna i przeszczęśliwa, że tu, w miejscu chyba najważniejszym dla każdego Polaka, w sercu Polski – na Wawelu, otrzymuję tę nagrodę” – mówiła wzruszonym głosem śpiewaczka, dziękując za wyróżnienie.

W piątkowy wieczór wybitnej solistce towarzyszyła orkiestra Opery Krakowskiej prowadzona pewną ręką przez Wojciecha Rajskiego. Zagrane przez zespół fragmenty m.in. “Luizy Miller”, “Zbójców” czy “Manon Lescaut” pokazują, że praca z mistrzem dyrygentury korzystnie wpływa na prezentowany przez orkiestrę poziom.
