W ostatni piątek wybrałam się do Narodowego Forum Muzyki na koncert Jonathana Tetelmana. Choć znałam już jego występy operowe, fragmenty koncertowe w internecie sprawiły, że chciałam przekonać się, jak na żywo buduje więź z publicznością. Tetelman – jeden z cenionych tenorów swojego pokolenia – wyróżnia się ekspresyjnym stylem i pełną, ciepłą barwą głosu, którą niektórzy porównują do gwiazd złotej ery opery. Artysta jest już dobrze znany polskiej publiczności – przed wakacjami występował w ramach Letniego Festiwalu Opery Krakowskiej, zarówno podczas gali operowej, jak i w plenerowym przedstawieniu Toski na dziedzińcu Wawelu. Teraz powrócił do Polski na dwa wydarzenia – we Wrocławiu i w Gdańsku, gdzie będzie gwiazdą tegorocznej edycji charytatywnego koncertu Muzyka czyni cuda.
Koncert otworzyło preludium z Romea i Julii Charles’a Gounoda w wykonaniu NFM Filharmonii Wrocławskiej pod dyrekcją Gianluki Marcianò, a zaraz po nim zabrzmiały arie francuskie – Salut, demeure chaste et pure z Fausta, w której bohater wyraża tęsknotę i uwielbienie dla czystości uczuć, oraz Pourquoi me réveiller? z Werthera, w której młody mężczyzna ujawnia wewnętrzną rozpacz, zmagając się z niemożliwą miłością. Utwory te, typowe dla repertuaru lirycznego, wymagają lekkiego, jasnego tonu i finezyjnego różnicowania dynamiki. Tetelman, dysponujący pełnym głosem spinto o bogatej barwie, wykazał się kontrolą techniczną, a wysokie C w Fauście zabrzmiało czysto, akcentując emocjonalną intensywność frazy. Jego interpretacja niosła jednak większy ładunek ekspresji niż subtelności, a szerokie – choć w pełni kontrolowane – vibrato nieco zacierało lekkość i przejrzystość frazy, typowe dla francuskiego stylu.

Gianluca Marcianò, który rok wcześniej dyrygował galą z udziałem Piotra Beczały i Sondry Radvanovsky, poprowadził orkiestrę z dużą wrażliwością i wyczuciem stylu. Szczególnie efektownie zabrzmiały intermezza z Rycerskości wieśniaczej i Manon Lescaut, a w preludiach z Fausta i Werthera uwagę zwracała wyrafinowana praca smyczków, nadająca całości lekkość i muzyczną elegancję.
Kolejna część programu skupiła się na włoskim repertuarze – utworach Verdiego, Giordano, Mascagniego i Pucciniego. Recytatywy i arie z Makbeta oraz „Quando le sere al placido” z Luizy Miller ukazały pełnię możliwości głosu tenora: mocnego, nośnego i precyzyjnie prowadzonego. W „Come un bel dì di maggio” z Andrei Chénier oraz „Addio alla madre” z Rycerskości wieśniaczej Tetelman łączył emocjonalną siłę z wyczuciem frazy. Arie Pucciniego – „E lucevan le stelle” z Toski, w której Mario Cavaradossi wspomina utraconą miłość do tytułowej bohaterki, oczekując na egzekucję, oraz „Nessun dorma” z Turandot, wyśpiewywana w kulminacyjnym momencie triumfu i nadziei – pozwoliły Tetelmanowi zabłysnąć w wysokich rejestrach przy zachowaniu pełnej kontroli nad frazą i dynamiką. Podczas „Nessun dorma” artysta włączył publiczność do wspólnego intonowania chóralnej linii, tworząc wyraźną więź między sceną a widownią. Włoski repertuar okazał się dla niego szczególnie naturalnym środowiskiem – pozwolił pełniej uwydatnić dramatyczną ekspresję, techniczną precyzję i zdolność do intensywnego komunikowania emocji słuchaczom.

Tetelman wyróżnia się wyjątkową charyzmą sceniczną, potrafiąc wciągnąć słuchaczy w świat postaci, budując napięcie i utrzymując ich uwagę przez całe wykonanie. Po finałowych ariach atmosfera w sali rozluźniła się, a publiczność – poruszona i rozbawiona zarazem – wyprosiła trzy bisy: „Granada”, „O Sole Mio” i „Dein ist mein ganzes Herz”, tworząc niemal karnawałowy nastrój pełen radości i spontanicznej energii.
Wieczór miał też nieoczekiwany, uroczy finał. Po koncercie, gdy poszłam z koleżankami na drinka, spotkałyśmy samego tenora wraz z małżonką. Po krótkiej rozmowie artysta wrócił do pokoju hotelowego, by po chwili obdarować nas koncertowym bukietem kwiatów. Ten drobny, a zarazem elegancki gest świadczył nie tylko o jego szacunku i dbałości o publiczność, ale też o naturalnej otwartości i serdeczności wobec widzów.
