„Idomeneusz, król Krety” – sukces na nowy sezon w Warszawskiej Opery Kameralnej

4

Warszawska Opera Kameralna otworzyła sezon nową inscenizacją opery, którą sam Mozart uważał za jedno ze swoich największych osiągnięć – „Idomeneusz, król Krety”. Reżyserię powierzono znanemu tandemowi twórców – reżyserowi Michałowi Znanieckiemu oraz scenografowi Luigi Scoglio, którzy przenieśli publiczność w mitologiczny świat greckiej wyspy.

„Idomeneusz, król Krety” Mozarta, Warszawska Opera Kameralna, fot. Jarosław Budzyński

Akcja rozgrywa się nad brzegiem morza i w przestrzeni, której kształt nadają sugestywne projekcje wideo przygotowane przez Karolinę Jacewicz. Scena przegrodzona jest również warstwami tiulu, symbolizującymi bariery stojące na przeszkodzie bohaterom w zbliżeniu się do siebie. Dzięki tym zabiegom, niewielka scena Warszawskiej Opery Kameralnej powiększa się optycznie, choć dla solistów współpraca z mappingiem i śpiewanie przez zasłaniający ich materiał stanowi nie lada wyzwanie.

„Idomeneusz, król Krety” Mozarta, Warszawska Opera Kameralna, fot. Jarosław Budzyński

Reżyser skoncentrował się na postaci tytułowego bohatera, ukazując człowieka bezsilnego wobec losu, który sprawił że wracający z wyprawy wojennej Idomeneusz trafia na burzę morską i zostaje ocalony przez Neptuna pod warunkiem, że złoży w ofierze pierwszego napotkanego człowieka, którym okazuje się być jego syn, Idamantes. Idomeneusz przeżywa ogromne cierpienie próbując walczyć z przeznaczeniem, nie mniej zrozpaczony jest również syn, który nie rozumie powodów odrzucenia go przez ojca. W tle rozgrywającego się dramatu pojawia się dodatkowo wątek rywalizacji dwóch księżniczek – Illi i Elektry o serce i względy Idamantas oraz poruszony zostaje problem uchodźców i ich asymilacji. W role mieszkańców Krety – rodowitych Kreteńczyków i wziętych w niewolę Trojan wcielił się chór i balet, który prezentował imponujące umiejętności wokalne i taneczne. Estetyczne zastrzeżenia można mieć jedynie do czerwonych lateksowych kostiumów, które wyglądały dość tandetnie.

„Idomeneusz, król Krety” Mozarta, Warszawska Opera Kameralna, fot. Jarosław Budzyński

Najbardziej zapada w pamięć monumentalny chór Oh voto tremando! i późniejsza modlitwa króla, w odpowiedzi na którą Neptun w formie recytatywu obwieszcza, że miłość zwyciężyła. Wszystko dzięki bezinteresownemu uczuciu Illi, która decyduje się zastąpić ukochanego w roli ofiary złożonej bogom. Decyzją Neptuna Ilia i Idamante zostają nowymi władcami wyspy.

„Idomeneusz, król Krety” Mozarta, Warszawska Opera Kameralna, fot. Jarosław Budzyński

Pod względem wokalnym największe brawa należą się Elżbiecie Wróblewskiej w roli Idamantesa i Aleksandrowi Kunachowi jako Idomeneusza. Mimo drobnych problemów poradzili sobie ze śpiewanymi przez siebie niezmiernie trudnymi partiami doskonale. Wspaniała była również Marcelina Beucher jako Elektra, której koloratury zachwycały szczególnie w przerażającej arii obłędu po tym, jak zdaje sobie ona sprawę, że nie poślubi Idamantesa i przebija się sztyletem.

„Idomeneusz, król Krety” Mozarta, Warszawska Opera Kameralna, fot. Jarosław Budzyński

Agnieszka Sokolnicka jako Ilia również wypada przekonująco, podobnie jak młodzi tenorzy – Bartosz Nowak (Arbaces) i Jacek Szponarski (Arcykapłan).

Warto zobaczyć to dość rzadko wystawiane dzieło Mozarta w Warszawskiej Operze Kameralnej ze względu na dobrą obsadę, ciekawe wykorzystanie niewielkiej w sumie przestrzeni scenicznej i wspaniałe sceny chóralne i baletowe, którym towarzyszą sugestywne wizualizacje.

O autorze