Najbardziej oczekiwana premiera sezonu, czyli „Halka” w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej

4

Po entuzjastycznie przyjętej w grudniu zeszłego roku premierze „Halki” w Wiedniu, nadszedł czas by również warszawska publiczność zmierzyła się z odważnymi pomysłami inscenizacyjnymi duetu Treliński – Kudlička. Nowa sceniczna realizacja „Halki” jest tak wyrazista pod względem reżyserskim, że w tym przypadku można mówić o zupełnie nowym odczytaniu operowego evergreena. Akcja najbardziej znanej opery Stanisława Moniuszki została przeniesiona do hotelu „Kasprowy” w Zakopanem, którego lata świetności przypadały na okres późnego PRL-u. To właśnie tu bawiła się ówczesna śmietanka towarzyska kraju, partyjni dygnitarze i dewizowi goście. Świat gierkowskiej prosperity przedstawiony został przez reżysera w czarno – białych barwach, co w założeniu ma podkreślać uniwersalny wymiar dramatu miłosnego i klasowego.

Krzysztof Szumański (Stolnik), Maria Stasiak (Zofia), Tomasz Rak (Janusz) w „Halce” Stanisława Moniuszki w reżyserii Mariusza Trelińskiego, fot. Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

Bardzo ciekawym zabiegiem jest zaprezentowanie przebiegu wydarzeń z perspektywy Janusza (Tomasz Rak), w którego głowie ożywa wspomnienie porzuconej przez niego dawnej kochanki Halki (Izabela Matuła). Przedstawienie rozpoczyna się sceną oględzin miejsca zbrodni, co uświadamia nam, że choć dziewczyna popełniła samobójstwo, winnych i przyczyny jej śmierci poznamy w trakcie spektaklu. Halka jest pokojówką w hotelu zarządzanym przez Stolnika (Krzysztof Szumański) i jego córkę Zofię (Maria Stasiak). Obracająca się niemal bez przerwy scena ukazuje utrzymane w mrocznym klimacie hotelowe zakamarki i salę weselną, na której odbywa się zabawa z okazji ślubu Janusza z bogatą Stolnikówną. W kolejnych ujęciach w retrospekcji widzimy ślepo zakochaną Halkę łudzącą się jeszcze wciąż nadzieją, że wiarołomny Janusz zdecyduje się do niej powrócić, przeżywającą następnie chwile zwątpienia i niepokoju w trakcie oczekiwania na spotkanie z nim, a wreszcie zbolałą i oszalałą z rozpaczy. Pochłonięci tańcami weselni goście nie dostrzegają dramatu dziewczyny, która właśnie poroniła. Przeszłość miesza się z teraźniejszością, a całość utrzymana jest w konwencji snu, który dręczy nękanego wyrzutami sumienia Janusza. Nawiedzająca go w strugach spływającego po przeszklonych ścianach hotelu deszczu zjawa Halki wydaje się być alkoholowym majakiem, a zżerany poczuciem winy panicz próbuje ukryć się za ciemnymi okularami i strzela sobie dla kurażu kolejną setkę.

Tomasz Rak jako Janusz w „Halce” Stanisława Moniuszki w reżyserii Mariusza Trelińskiego, fot. Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

Reżyseria Trelińskiego jest wielowarstwowa i jej wielką zaletą jest spójność interpretacji. Wieloletnim bywalcom Opery Narodowej przeszkadzać mogą rozwiązania zaczerpnięte z jego innych produkcji, co z oczywistych względów zupełnie nie było zauważalne w Theater an der Wien. Po grudniowej premierze w Wiedniu miałam w stosunku do koncepcji Trelińskiego mieszane uczucia – raziło mnie przede wszystkim niekonwencjonalne podejście do mazura pokazanego jako zsynchronizowane z muzyką Moniuszki weselne wygibasy na parkiecie oraz zamknięcie akcji w ściśle ograniczonej przestrzeni. Oglądając jednak w Warszawie próbę generalną i dwa kolejne po premierze spektakle całkowicie przekonałam się do tej inscenizacji doceniając pracę, jaką wykonał reżyser skupiając uwagę na psychologicznych relacjach między bohaterami.

Piotr Beczała i Tomasz Rak jako Jontek i Janusz w „Halce” Stanisława Moniuszki w reżyserii Mariusza Trelińskiego, fot. Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

Zarówno w Wiedniu, jak i w Warszawie partię Jontka zaśpiewał Piotr Beczała, który dzięki swojej determinacji w promowaniu muzyki polskich kompozytorów doprowadził do wystawienia „Halki” w Theater an der Wien. Beczała występował dotychczas tylko w dwóch tytułach z repertuaru Teatru Wielkiego – Opery Narodowej – w 2007 roku dwukrotnie jako Książę w „Rigoletcie”, by rok później powrócić w premierowym spektaklu „Łucji z Lammermoor”. Udział światowej sławy artysty w nowej inscenizacji „Halki” zelektryzował publiczność, która tłumnie ruszyła do kas wykupując na długo przed premierą wszystkie miejsca w teatrze. Jontek w interpretacji Piotra Beczały ma w sobie dostojny tragizm i dumę, jest trzymającym się nieco z boku twardym facetem, który wydaje się, że przyjął posadę kelnera tylko po to by być bliżej Halki, w której jest bez wzajemności zakochany. Jontek gardzi Januszem i jego pieniędzmi, a po tym jak Halka traci dziecko, przystawia Januszowi do gardła brzytwę. W jego zachowaniu i głosie widać jednakże niezwykłą czułość dla dziewczyny, która wszak wybrała innego. Znany tenor swoim wykonaniem pokazał dawno nie widzianą na warszawskiej scenie wokalną klasę i wzbudził absolutnie zasłużony zachwyt widowni.

Izabela Matuła w tytułowej roli w „Halce” Stanisława Moniuszki w reżyserii Mariusza Trelińskiego, fot. Krzysztof Bieliński, Teatr Wielki – Opera Narodowa

Bardzo przekonująca była również związana dotychczas głównie z niemieckimi teatrami operowymi Izabela Matuła, dla której rola Halki była debiutem w Teatrze Wielkim. Obdarzona dużym talentem śpiewaczka ze spektaklu na spektakl coraz lepiej radziła sobie z tą trudną partią, by w niedzielę dać wspaniały popis swych umiejętności. W postać Halki solistka włożyła tak dużą ekspresję, że nieomal samemu czuło się ból i dziką rozpacz zdradzonej kochanki. Finał był ogromnie poruszający. Docenić należy również pracę włożoną przez odpowiedzialnego za stronę muzyczną przedstawienia Łukasza Borowicza, dzięki któremu „Halka” zabrzmiała z pełną mocą moniuszkowskiego dzieła.

O autorze