Do styczniowego wznowienia dyptyku Rycerskość wieśniacza Mascagniego i Pajace Leoncavalla zaangażowano w Wiedniu imponującą obsadę. Podczas jednego wieczoru na scenie Wiener Staatsoper stanęli Elīna Garanča, Jonas Kaufmann oraz debiutujący w tej operze Jonathan Tetelman.
Udział Tetelmana w spektaklach długo stał pod znakiem zapytania – tenor odwołał dwa pierwsze występy z powodu choroby oraz narodzin drugiej córeczki. Ostatecznie jednak udało mu się zaśpiewać 19 i 22 stycznia.

Przedstawienie Rycerskości wieśniaczej i Pajaców powstało w 1985 roku w reżyserii Jeana-Pierre’a Ponnelle’a, jednego z najwybitniejszych twórców operowych XX wieku, obok Viscontiego i Zefirellego. Tradycyjna inscenizacja przenosi widza do XIX-wiecznej sycylijskiej wioski, której społeczność staje się zarazem obserwatorem i komentatorem wydarzeń. Atutem spektaklu jest precyzyjnie poprowadzony ruch sceniczny w partiach zbiorowych oraz wyraziście nakreślone motywacje głównych postaci. Zaborcza miłość, zazdrość i zdrada to motywy ponadczasowe, które potwierdzają uniwersalność tematów poruszanych w obu werystycznych jednoaktówkach.
Santuzza z Rycerskości wieśniaczej nieświadomie przyczynia się do śmierci Turiddu, gdy odkrywa, że ten wznowił romans ze swoją byłą narzeczoną Lolą. Elīna Garanča błyszczy w roli odrzuconej kochanki, rozpaczliwie walczącej o względy ukochanego. Jej głos z biegiem lat zyskał na wolumenie, nie tracąc nic ze swego uroku – przeciwnie, nabrał szlachetnej ciemności i głębi, idealnie oddających dramatyzm tej partii. Cechuje go wyjątkowa nośność, gęstość brzmienia i nieskazitelna kontrola nad frazą, co pozwala artystce swobodnie balansować między intymnością wyznania a dramatycznym wybuchem. W interpretacji łotewskiej mezzosopranistki Santuzza staje się postacią tragiczną w pełnym tego słowa znaczeniu – targaną sprzecznymi uczuciami, lecz prowadzoną z żelazną konsekwencją psychologiczną. Garanča unika patosu i nadekspresji, oferując zamiast tego przejmującą intensywność, która wynika z wewnętrznego napięcia, a nie z efektownych gestów.

Pomiędzy Garančą a Tetelmanem aż iskrzyło od emocji, a chilijsko-amerykański tenor z miejsca stał się nowym ulubieńcem wiedeńskiej publiczności. Tetelman imponuje łatwością, z jaką osiąga wysokie dźwięki – śpiewa je lekko, swobodnie, z naturalnym blaskiem, co czyni jego głos niezwykle atrakcyjnym w odbiorze. Ma jednak tendencję do przeciągania nut i akcentowania efektownych momentów kosztem muzycznej frazy, co sprawia, że jego interpretacja bywa powierzchowna. Stawia raczej na ekspresyjny gest niż na pogłębioną dramaturgię postaci, choć nie można odmówić mu charyzmy i silnego oddziaływania na widza.
W Pajacach Leoncavallo wykorzystał konwencję teatru w teatrze, łącząc komedię dell’arte z brutalną zbrodnią. Do wędrownej trupy komediantów należy Nedda – młoda żona znacznie starszego od niej szefa zespołu. Dziewczyna planuje ucieczkę z kochankiem, lecz gdy mąż dowiaduje się o zdradzie, w afekcie pozbawia ją życia.

Spektakl rozpoczyna słynny Prolog, w którym Tonio zapowiada, że widzowie zobaczą na scenie prawdziwe – a nie udawane – łzy. W styczniowej serii spektakli zdecydował się wykonać go Jonas Kaufmann, tłumacząc w nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych, że jego zdaniem fragment ten został napisany dla baritenora, a on sam wielokrotnie włączał go do swoich programów koncertowych.
Mimo problemów zdrowotnych i wokalnych z ostatnich lat Jonas Kaufmann bardzo dobrze wypadł w roli obsesyjnie zaborczego Cania, kreując postać pękniętą wewnętrznie i niebezpiecznie rozchwianą emocjonalnie. Jego głos, choć dziś nieco zmatowiały i pozbawiony dawnego blasku, nadal potrafi zaskoczyć siłą wyrazu i umiejętnością wydobycia psychologicznych niuansów. Kaufmann z wyczuciem budował narastające napięcie, prowadząc swoją postać od gniewu i podejrzliwości ku desperacji i zbrodniczemu obłędowi. Aria „Vesti la giubba” zabrzmiała nie tyle efektownie, co głęboko ludzko. Równie przejmujący był dramatyczny finał, w którym Kaufmann oddał tragiczną nieuchronność czynu z lodowatą precyzją, unikając patosu, a tym samym poruszając jeszcze mocniej.

Nedda to partia wymagająca nie tylko technicznej sprawności, lecz także lekkości, wdzięku i pewnej dziewczęcej świeżości – cech, których w interpretacji Marii Agresty wyraźnie zabrakło. Jej głos, choć nośny i bogaty w barwie, sprawiał wrażenie zbyt ciężkiego do oddania młodzieńczej energii bohaterki, szczególnie w arii Stridono lassù, gdzie brakowało zarówno swobody, jak i lirycznego rozmarzenia. Również w grze scenicznej Agresta nie zdołała w pełni ukazać wewnętrznego konfliktu Neddy, targanej pragnieniem wolności i lękiem przed przemocą.
Mocą głosu imponował natomiast Adam Plachetka w podwójnej roli Alfia i Tonia – jego baryton był dźwięczny, pewny i dobrze osadzony, szczególnie efektowny w partiach dramatycznych. Mimo to jego kreacjom brakowało większego zróżnicowania wyrazu – aktorsko pozostawały raczej jednowymiarowe, oparte na zewnętrznych środkach niż na psychologicznym pogłębieniu postaci.
W interpretacji dyrygenta Nicoli Luisottiego trudno było odnaleźć spójną narrację dramatyczną – chwilami brakowało mu wewnętrznego napięcia, dramatyzmu i wyrazistego tempa. Owszem, orkiestra brzmiała selektywnie i czysto, ale zabrakło emocjonalnego pulsu, który mógłby wciągnąć widza w opowieść i podkreślić tragiczny wymiar tej muzyki. Na szczęście dzięki znakomitym kreacjom Elīny Garančy i Jonasa Kaufmanna spektakl zachował swoją siłę oddziaływania i dostarczył publiczności wielu wzruszeń. Rejestracja przedstawienia zostanie wyemitowana 9 lutego na antenie austriackiej telewizji ORF III.