Warszawski Teatr Wielki przypomniał w weekend „Halkę” Moniuszki w reżyserii Natalii Korczakowskiej. Eklektyczna, pełna absurdów inscenizacja raczej nie zachwyca melomanów przyzwyczajonych do kierpców i kontusza.
Korczakowska skoncentrowała się na pokazaniu współczesnych konfliktów społecznych i przeciwstawieniu sobie dwóch światów – Janusza i Hanki. Już w trakcie uwertury widzimy ściany wyłożone kafelkami, na których wyświetlane są projekcje pokazujące czarno-białe scenki z życia Janusza i Zofii (pewien dysonans stanowi, że gra w nich premierowa obsada, zamiast aktualnej). Gdy białe ściany rozsuwają się, ukazuje się nam widok sterylnego białego wnętrza z małym stylowym pokoikiem na jego tyłach. Perfekcyjny świat Janusza to również eleganckie stroje – czerwone suknie pań, smokingi z pasem od kontusza u panów, lokaje w pudrowanych perukach i wykwintne potrawy na stole.
Gdy w tym otoczeniu pojawia się prosta dziewczyna z gór odziana w luźną sukienkę i kożuch, Dziemba przedstawiony jako pretensjonalny wodzirej każe lokajom wyrzucić ją za drzwi. Halka utożsamia szczerą i prawdziwą miłość – gdy śpiewa o swym uczuciu, mężczyźni w smokingach obrzucają ją kwiatami z balkonów widowni.
W III akcie akcja przenosi się do świata Halki i Jontka. Najbardziej zaskakującym pomysłem jest przedstawienie Giewontu jako śpiących rycerzy w zbrojach, którzy dominują nad otoczeniem oraz pojawiające się nagle surrealistyczne postaci, które mogą stanowić satyrę na współczesną komercję zakopiańskich Krupówek – tańczące misie, przejeżdżający rolkarze, tańcząca tleniona blondyna w mini.
W finale, zamiast skoku w nurt rzeki, Halce przynosi śmierć anioł z husarskimi skrzydłami, który zlatuje z ołtarza, przy którym odbywa się ślub Janusza i Zofii. Zakrwawiona po poronieniu dziecka Halka próbuje jeszcze odciągnąć Janusza sprzed ołtarza, ale okazuje się, że jest to manekin. Śmiertelny pocałunek anioła przynosi dziewczynie ukojenie i spokój.
Magdalena Molendowska w roli Halki występowała już niejednokrotnie i dobrze radzi sobie z trudnościami tej partii, jednak w jej interpretacji postaci zabrakło większych emocji, absolutnej miłości i oddania dla Janusza.
Halka nie jest do końca obojętna Januszowi, jednak krótkie wyrzuty sumienia zostają zagłuszone przez cynizm i wygodnictwo. Łukasz Goliński starał się pokazać egoizm i bezwzględność swego bohatera, ale udawało mu się to z różnym skutkiem.
Największe wrażenie zrobili zdecydowanie Dominik Sutowicz w roli Jontka oraz Anna Bernacka jako Zofia. Sutowicz śpiewa z ogromną swobodą i jest chyba obecnie najlepszym wykonawcą tej partii, jakiego można usłyszeć na krajowych scenach. Słynna aria „Szumią jodły na gór szczycie” zakręciła łzę w oku niejednej osoby na widowni Teatru Wielkiego – Opery Narodowej.
Orkiestra pod batutą José Marii Florencia narzuciła śpiewakom dość szybkie tempa, ale dyrygentowi udało się wydobyć z partytury niekwestionowaną urodę i polski charakter muzyki Moniuszki.