Teatro Real rozpoczął nowy sezon operowy wznowieniem monumentalnej Aidą Verdiego. Tradycyjna inscenizacja Hugo de Any, sięgająca niemal ćwierć wieku, zyskała delikatne „odświeżenie” – przede wszystkim dzięki wizualizacjom pogłębiającym wrażenie zanurzenia w starożytnym Egipcie. Obeliska, piramidy i pustynne krajobrazy tworzą tło pełne dramatyzmu, w którym ludzka miłość i lojalność wobec ojczyzny splatają się w tragiczny węzeł. Symbolika scenografii, w tym geometryczny porządek piramid, subtelnie nawiązuje do liczby trzy i miłosnego trójkąta Aidy, Radamesa i zakochanej w nim Amneris.
Nie sposób było w tym sezonie pominąć wątku kontrowersji, jakie wzbudziło latem stosowanie makijażu typu blackface na festiwalu Arena di Verona. Madrycka produkcja znalazła się pod lupą mediów, tym bardziej że w obsadzie ponownie wystąpiła Anna Netrebko, która kilka lat temu zapewniała, że „nie będzie białą Aidą”. Teatro Real jasno zaznaczył, że praktyka blackface została zarzucona, a stosowany makijaż nie ma imitować innego koloru skóry. „Reżyseria poszukuje rzeźbienia ciała – ludzkie sylwetki traktowane są jak posągi z brązu” – czytamy w oświadczeniu. Amerykańska mezzosopranistka Jamie Barton poprosiła jedynie o zmianę peruki, argumentując, że pierwotna mogła niezamierzenie sugerować upodobnienie do osoby o innym kolorze skóry.
Wśród solistów najbardziej wyróżniał się Radames Piotra Beczały. Polski tenor zadebiutował w tej roli podczas tegorocznego festiwalu w Salzburgu i z powodzeniem włączył ją do swojego repertuaru dramatycznego. Jego głos zyskał w średnicy pełnię, a górne rejestry pozostają dźwięczne i swobodne, co pozwalało mu panować nad sceną i przyciągać uwagę widzów w każdej frazie.
Rola Aidy przypadła w pierwszej obsadzie Krassimirze Stoyanovej, doświadczonej interpretatorce partii verdiowskich. Choć pewna surowość jej głosu dodawała dramatyzmu, brakowało nieco słodyczy i czułości typowej dla kochanki rozdartej między miłością a obowiązkiem. W drugiej obsadzie Anna Netrebko pokazała natomiast pełnię możliwości: jej sopran był ciepły, łagodny, a melancholijna aria „O patria mia” zapadała w pamięć dzięki subtelności interpretacji i naturalnej ekspresji. Partnerujący jej Yusif Eyvazov swobodnie operował głosem, choć jego barwa nie zawsze współgrała z dramatycznym kontekstem sceny.
Partię Amneris kreowały dwie mezzosopranistki – Jamie Barton i Sonia Ganassi. Barton początkowo była niemal niesłyszalna, lecz w kulminacyjnych momentach III aktu potrafiła swoją charyzmą porwać widownię, natomiast Ganassi prezentowała bardziej równy, stabilny poziom, choć jej głos momentami nie do końca pasował do dramatycznego charakteru roli.
W rolę Amonasra wcielili się Artur Ruciński i Carlos Alvarez. Ruciński doskonale oddał troskę etiopskiego króla o swoich poddanych, a jednocześnie subtelnie zaznaczył miłość ojca do córki. Alvarez imponował masywnym, dramatycznym głosem, szczególnie w scenie przeklinania Aidy. Warto także wspomnieć o Alexanderze Vinogradovie i Jongminie Parku jako Ramfisie – obydwaj byli znakomici. Nieco rozczarowujący okazał się natomiast Deyan Vatchkov w partii Faraona, której wymagała większej wyrazistości scenicznej.
Sceny zbiorowe, w których uczestniczyło niemal 300 artystów, zachwycały rozmachem i precyzją choreografii, ale to właśnie soliści nadawali spektaklowi emocjonalną głębię. Wznowienie Aidą w Teatro Real łączy klasyczny monumentalizm z subtelnymi współczesnymi akcentami, oferując widzom widowisko pełne dramatyzmu, piękna i precyzji wykonawczej – spektakl, który pozostaje wierny tradycji Verdiego, a jednocześnie odpowiada na wrażliwość współczesnej publiczności.
