Turek w Warszawie

4

„Turek we Włoszech” Gioacchino Rossiniego to pierwsza realizacja Christophera Aldena w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej. Reżyser jest bliźniaczym bratem Davida Aldena, który kilka lat temu wystawiał z powodzeniem w Warszawie „Katię Kabanovą” Janačka.

Spektakl, którego premiera odbyła się w piątek, jest kolejnym w ostatnich sezonach przedstawieniem tej opery Rossiniego, jakie można zobaczyć w Polsce. Wcześniej po ten tytuł sięgnęły Warszawska Opera Kameralna, przypominając swoją inscenizację sprzed dwudziestu lat oraz Opera Krakowska.

"Turek we Włoszech", Teatr Wielki - Opera Narodowa, fot. Krzysztof Bieliński

„Turek we Włoszech”, Teatr Wielki – Opera Narodowa, fot. Krzysztof Bieliński

Do Neapolu przypływa statkiem bogaty Turek i natychmiast wpada w oko spacerującej po plaży znudzonej małżeństwem Włoszce o imieniu Fiorilla. Kapryśna kokietka nie przejmując się obecnością męża pantoflarza, Don Geronia, oraz uganiającego się za nią kochanka, Narcisia, ulega pokusie i zaczyna romansować z przystojnym Selimem. O względy tureckiego macho zabiega również jego była ukochana, Zaida. Bohaterom komedii pomyłek na scenie towarzyszy Poeta, który pracuje nad librettem do opery buffa. Poeta jest osią całego spektaklu – jego niemoc twórcza i poszukiwania ciekawego tematu opery ukazana jest już w trakcie uwertury, później – gdy staje się on świadkiem wydarzeń, nie poprzestaje na ich biernym obserwowaniu i notowaniu przebiegu akcji, a wręcz manipuluje postaciami, podpowiadając im co mają zrobić i w jaki sposób się zachować. Całość intrygi kończy się szczęśliwie – Selim i Zaida godzą się i wracają do Turcji, a Don Geronio wybacza zdrady swojej niesfornej małżonce.

"Turek we Włoszech", Teatr Wielki - Opera Narodowa, fot. Krzysztof Bieliński

„Turek we Włoszech”, Teatr Wielki – Opera Narodowa, fot. Krzysztof Bieliński

Christopher Alden przeniósł akcję opery do lat 50. i 60. XX wieku, nawiązując do stylistyki burleski. Scenografia Andrew Liebermana jest dość oszczędna – zakrzywiona do przodu półkolista ściana, kanapa, krzesła, stół oraz okręt o kształcie syreny z przykuwającymi uwagę nagimi piersiami. Pojawia się również motyw operowej garderoby, gdy Fiorilla przebiera się w kusicielski kostium, a męski chór w scenie balu maskowego ubiera się w damskie stroje.

"Turek we Włoszech", Teatr Wielki - Opera Narodowa, fot. Krzysztof Bieliński

„Turek we Włoszech”, Teatr Wielki – Opera Narodowa, fot. Krzysztof Bieliński

Przedstawienie jest lekkie i zabawne, ale o jego sukcesie stanowi przede wszystkim bardzo wysoki poziom wokalny. Edyta Piasecka występami w „Goplanie”, „Strasznym Dworze” czy „Traviacie” ustawiła sobie bardzo wysoko poprzeczkę, a rolą Fiorilli potwierdziła, że obecnie jest największą gwiazdą warszawskiej sceny. Partia Fiorilli najeżona jest koloraturami, a wszelkie wokalne pułapki pokonywane były przez nią z taką lekkością, że dawno nie było słychać w Teatrze Wielkim tak rzęsistych braw w trakcie spektaklu. Jeśli do tego dodać urodę i wdzięk śpiewaczki pozwalający jej bezpretensjonalnie prezentować wszelkie uwodzicielskie sztuczki, otrzymujemy doskonałą kreację tej trudnej roli. Pozostali wykonawcy spisali się również bardzo dobrze. Łukasz Goliński jako tytułowy Turek występował już w zeszłym roku w Krakowie i swoją rolę zaśpiewał niemal idealnie. Niezmiernie zabawny był Tiziano Bracci w roli Don Geronia, bardzo wiarygodny jako zazdrosny mąż niewiernej i swawolnej Fiorilli. Również Anna Bernacka jako Cyganka Zaida po raz kolejny zaprezentowała się w świetnej formie. Orkiestra pod batutą Andriya Yurkevycha poza kilkoma gorszymi momentami poradziła sobie doskonale z tempem utworu Rossiniego. Kolejne spektakle 19, 21, 23 i 25 marca.

O autorze