Na zakończenie roku podczas którego cały świat celebrował stulecie urodzin Leonarda Bernsteina, Opera Bałtycka w Gdańsku zdecydowała się wystawić „Kandyda”. Libretto dzieła oparte jest na książce Hugh Wheelera inspirowanej powieścią Woltera. Autorem piosenek jest Richard Wilbur. W „Kandydzie” pobrzmiewają echa różnych gatunków – musicalu, opery czy operetki i ciężko go jednoznacznie zaklasyfikować do któregoś z nich. Mimo poruszanych kwestii natury filozoficznej spektakl ma ogromny potencjał komediowy, co wyeksponowali realizatorzy gdańskiego przedstawienia.
Tytułowy Kandyd odbywa alegoryczną wędrówkę po różnych krajach i kontynentach podczas której przeżywa liczne przygody wystawiające na próbę jego wiarę w człowieka. Spektakl kpi z oświeceniowego optymizmu starając się wykazać, że ludzie bynajmniej nie żyją na najlepszym ze światów.
Inscenizacja w reżyserii debiutującej w operze Anny Wieczur – Bluszcz pozbawiona jest rozbudowanej scenografii, a jej głównym elementem jest okrągłe okno przypominające statkowy bulaj, w którym pojawiają się utrzymane w duchu epoki stare ilustracje. Dużo ciekawsze są efektowne kostiumy nawiązujące do czasów Woltera, zasługujące na to być zostać wyeksponowane w pełnym świetle, a ginące w chłodnej kolorystyce oświetlenia.
„Kandyd” okazał się być popisem wirtuozerii orkiestry Opery Bałtyckiej w Gdańsku, poprowadzonej sprawnie i pewnie przez Jose Marię Florencio, a będąca niekwestionowanym przebojem sal koncertowych uwertura zabrzmiała ze wszelkimi rytmicznymi niuansami.
Nie zawiodła również premierowa obsada, prezentując zarówno wysoki poziom wokalny, jak nieznane mi wcześniej komediowe oblicze. Wspaniałe kreacje stworzyli zwłaszcza Joanna Moskowicz jako Kunedunda oraz Artur Janda w potrójnej roli Panglossa, Kakambo i Marcina. Moskowicz błyszczała nie tylko w słynnej arii „Glitter and Be Gay”, ale znakomicie wcieliła się w rolę ukochanej tytułowego bohatera, za którą przemierza on cały świat. Artur Janda z dużym humorem oraz swobodą podszedł do kreowanych przez siebie postaci i widać było, że gdańskie przedstawienie pozwala mu w pełni rozwinąć swój talent i pokazać się od jak najlepszej strony. Na szczególną uwagę zasługuje jego wykonanie arii „Words, words, words”.
Jako tytułowy Kandyd wystąpił Aleksander Kunach, któremu nie brakowało wdzięku i pewnej koniecznej tu dozy życiowej naiwności, a postać Staruszki brawurowo zaśpiewała i zagrała Joanna Krasuska – Motulewicz zachwycając śpiewem i tańcem w „I’m Easy Assimilated”. Zabawne i zapadające w pamięć role stworzyli również Bartłomiej Misiuda jako Maksymilian / Kapitan oraz Maria Antkowiak – Pakita. Dodatkową atrakcją przedstawienia było zaangażowanie znanego aktora Przemysława Bluszcza w roli komentującego poczynania bohaterów narratora, którym jest sam Wolter.
Koniec roku sprzyja wszelkiego rodzaju podsumowaniom i rozważaniom, dlatego warto się wybrać do Opery Bałtyckiej, bo oprócz sporej dawki (czasem niewybrednego) humoru czeka tam na widzów refleksja nad istotą człowieczeństwa i relacji społecznych.