Opera Śląska: „Romeo i Julia”, czyli miłość silniejsza niż śmierć

4

Na scenę Opery Śląskiej w ubiegły weekend powrócił spektakl „Romeo i Julia” Gounoda, który miał swoją premierę w październiku 2017 roku. Tragiczna miłość kochanków z Werony od wieków stanowi natchnienie dla wielu artystów, w tym również twórców oper i baletów. „Romeo i Julia” Prokofiewa to klasyka repertuaru baletowego, a operowe dzieła na podstawie historii nieszczęśliwie zakochanej pary stworzyli m.in. Bellini i Gounod, przy czym „I Capuleti e i Montecchi” autorstwa tego pierwszego nie wywodzi się bezpośrednio z dramatu Szekspira, ale prawdopodobnie z popularnego w XIX-wiecznych Włoszech renesansowego zbioru nowel.

„Romeo i Julia” Gounoda, Opera Śląska, fot. Pracownia Obrazu

Przedstawienie w reżyserii Michała Znanieckiego odnosi się do tradycji teatru elżbietańskiego, a scenografia nawiązuje do wnętrza jednego z najstarszych teatrów w Londynie – The Globe, w którym również dziś można obejrzeć sztuki Szekspira. Wykorzystanie koncepcji „teatru w teatrze” pomysłowo porządkuje przestrzeń zarezerwowaną dla chóru, który umieszczony jest na „widowni”, będąc świadkiem konfliktu między rodami Kapuletów i Montekich, by kolejno przeistaczać się w uczestników balu czy też gości weselnych bądź żałobników. Czystość i niewinność pary głównych bohaterów bardzo czytelnie pokazana jest już na początku spektaklu, gdy na scenie pojawiają się bawiące się dzieci, które zostają następnie rozdzielone.

„Romeo i Julia” Gounoda, Opera Śląska, fot. Pracownia Obrazu

Miłość Romea i Julii wybucha nagle podczas balu maskowego w domu rodziny Kapuletów. Uczucie okazuje się być silniejsze od woli rodziców, którzy nie akceptują ich związku. Wkraczający dopiero w próg dorosłości kochankowie biorą potajemny ślub, jednak niefortunna intryga ojca Laurentego doprowadza do ich śmierci. Znamienne jest, jak wielką rolę w historii Romea i Julii odgrywa zrządzenie losu – począwszy od nieoczekiwanego spotkania owocującego miłością od pierwszego wejrzenia, niezamierzonego zabicia Tybalda przez Romea i serii nieszczęśliwych przypadków prowadzących do śmierci głównych bohaterów, którzy pomimo wszelkich przeciwności losu chcieli na zawsze być razem.

„Romeo i Julia” Gounoda, Opera Śląska, fot. Pracownia Obrazu

W bytomskiej inscenizacji olśniewające wrażenie robi poślubny duet Romea i Julii z zastosowaniem okrągłego lustra odbijającego łoże kochanków czy też akrobatyczny taniec powietrzny królowej Mab (Jadwiga Krowiak). Spektakl zrealizowany jest w sposób bardzo efektowny, jednak wydaje się, że jest on również ukłonem w stronę śląskiej publiczności, która do czasu premiery „Romea i Julii” miała okazję poznać Michała Znanieckiego głównie jako reżysera musicali w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Drewniana konstrukcja teatru wzniesiona na scenie z wykonaną z tego samego surowca platformą, która stanowi zasadnicze miejsce akcji wydarzeń przedstawionych w operze jest bardzo piękna i ascetyczna, jednak momentami razi nadmiar świateł, kolorów i efektów specjalnych, które powodują, że trudno jest skoncentrować się na psychologicznej głębi postaci i rozgrywającej się tragedii.

„Romeo i Julia” Gounoda, Opera Śląska, fot. Pracownia Obrazu

Andrzej Lampert i debiutująca w roli Julii Katarzyna Mackiewicz wokalnie brzmieli znakomicie. Podziwiany przeze mnie z prawdziwą przyjemnością w tym sezonie kilkukrotnie Andrzej Lampert z właściwym sobie urokiem oddał nagłe zmiany stanu ducha Romea, którego poznajemy jako melancholijnego młodzieńca zakochanego w Rozalinie, płonącego następnie radosnym uniesieniem dzięki miłości do Julii. Porywczy młodzieniec pod wpływem żony uspokaja się, jednak dowiedziawszy się o śmierci ukochanej, nie widzi dla siebie innego wyjścia, jak tylko połączyć się z nią w zaświatach. Katarzyna Mackiewicz to pełna dziewczęcego wdzięku Julia, która oddając sercu ukochanemu pragnie z nim być na przekór wszystkiemu. Dziewczyna w ciągu zaledwie dwóch dni dojrzewa, dla miłości skłonna jest do ogromnych poświęceń, wybacza mężowi zabójstwo krewnego, a po jego śmierci popełnia samobójstwo. Spośród wykonawców ról drugoplanowych wyróżniali się zdecydowanie utalentowany baryton występujący na co dzień w Stuttgarcie – Paweł Konik jako Mercutio oraz jeden z najbardziej znanych polskich kontratenorów – Michał Slawecki. Orkiestra Opery Śląskiej pod dyrekcją Fracka Chastrusse Colombiera zaprezentowała również dobry poziom, wydobywając z dzieła Gounoda liryzm i subtelność właściwą operom francuskim.

 

O autorze