Miłość, od której nie sposób się uwolnić. „Manon” w Operze Wrocławskiej

0

Opera Wrocławska kończy sezon prezentując nie widzianą na polskich scenach od ponad czterdziestu lat „Manon” Masseneta. Do roli kawalera des Grieux udało się zaprosić artystę, który od lat nie schodzi ze szczytu operowego Olimpu – Charlesa Castronovo. Amerykański tenor odwiedził Wrocław już po raz kolejny, wcześniej brał udział w koncertach inaugurujących sezon 2020/21 oraz transmitowanych online w trakcie pandemii „Opowieściach Hoffmanna” Offenbacha. Tym razem przyjechał bez małżonki, rosyjskiej sopranistki Ekateriny Siuriny, a w tytułowej roli zastąpiła ją pochodząca z Rumunii Simona Mihai.

To, że we Wrocławiu można zobaczyć artystów z takim dorobkiem jak Charles Castronovo, Aleksandra Kurzak, która zaśpiewała jesienią w „Wolnym strzelcu”, Ambrogio Maestri i Lianna Haroutounian, których pamiętamy z „Toski” czy występująca w „Madamie Butterfly” Kristine Opolais, to niewątpliwa zasługa Mariusza Kwietnia, który jako dyrektor artystyczny zabiega o śpiewaków najwyższej klasy. W przyszłym sezonie w stolicy Dolnego Śląska zawitają z kolei m.in. Erwin Schrott, Marina Rebeka czy podbijająca ostatnio światowe sceny Ewa Płonka. Warszawa może tylko zazdrościć 🙂 Mam tu na myśli warszawską publiczność, bo wydaje się, że dla decydentów Opery Narodowej obsady spektakli mają drugorzędne, jeśli nie trzeciorzędne znaczenie.

„Manon” to opowieść o namiętnej i tragicznej miłości. Kawaler des Grieux zakochuje się w przypadkowo napotkanej Manon Lescaut, którą rodzina chce oddać do klasztoru. Wspólnie uciekają do Paryża, gdzie prowadzą zwyczajne życie. Dziewczyna przedkłada jednak materialny status nad osobiste szczęście i wiąże się ze starszymi panami z wyższych sfer. Ponowne spotkanie byłych kochanków uruchamia lawinę niefortunnych zdarzeń. Des Grieux wybacza Manon i rezygnuje ze święceń kapłańskich, które skłonny był przyjąć by zapomnieć o miłosnym zawodzie. Żeby zdobyć pieniądze na życie na poziomie do którego przyzwyczajona jest dziewczyna, decyduje się spróbować szczęścia w kartach, a po wygranej oskarżony jest o oszustwo. Dzięki interwencji ojca des Grieux wydostaje się z aresztu, jednak Manon zostaje skazana na deportację do Ameryki. Gdy kawaler wraz z kuzynem dziewczyny przybywają jej na pomoc, okazuje się, że ratunek nadchodzi zbyt późno i Manon umiera w ramionach ukochanego.

Wrocławska inscenizacja w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego opiera się na konwencji „teatru w teatrze”, jednak dekoracje w postaci odwzorowania widowni Opery Wrocławskiej praktycznie nie są wykorzystane w przebiegu akcji scenicznej. Bogata scenografia i kostiumy, a także intensywne oświetlenie sprawiają momentami wrażenie przeładowania niewielkiej sceny teatru.

Premierowy spektakl był jednak niezwykle satysfakcjonujący pod względem muzycznym. Charles Castronovo z niezwykłą żarliwością i zaangażowaniem wcielił się w postać kawalera des Grieux. Widać, że jest to artysta, który ma doskonale przygotowaną koncepcję postaci i świetnie czuje się w repertuarze francuskim. Amerykański śpiewak ma urodziwy, ciemny, niemal barytonowy głos, przepięknie również prowadzi frazę.

Simona Mihai jako tytułowa Manon również starała się oddać emocje bohaterki, polegające na rozdarciu między pragnieniem bycia kochaną przez kawalera des Grieux, a usilnym pragnieniem niezależności, przepychu i bogactwa. Bardzo dobrze wypadł Szymon Mechliński w roli kuzyna głównej bohaterki – Lescauta. Jest to lekkoduch, który wraz z kolegami z wojska pragnie wydawać pieniądze na zabawę i kobiety, do czego wykorzystuje pozycję Manon w wielkim świecie. Wyraziste były również postaci drugoplanowe – Grzegorz Szostak jako hrabia des Grieux, Aleksander Zuchowicz w roli Guillota de Morfontaine’a czy Sergii Borzov jako de Bretigny.

Prowadzący orkiestrę Bassem Akiki uważnie akcentował szczegóły partytury, nie zapominając o namiętnościach i emocjach.

O autorze