Kraków u stóp Eliny Garancy

41

W ramach cyklu ICE Classic w Krakowie wystąpiła słynąca ze znakomitego głosu, ale i nieprzeciętnej urody Elina Garanca.

Międzynarodowa kariera łotewskiej mezzosopranistki rozpoczęła się w 2003 roku, gdy zaśpiewała partię Annio w „Łaskawości Tytusa” Mozarta na Salzburger Festispiele. W 2007 roku zadebiutowała w Met rolą Rozyny w „Cyruliku sewilskim” Rossiniego i od tego czasu weszła do panteonu największych operowych gwiazd, szybko zdobywając kolejne prestiżowe kontrakty i uwielbienie publiczności.

Elina Garanca jako Rozyna w „Cyruliku sewilskim” w Metropolitan Opera, 2007 r.

Polskę odwiedziła wcześniej w 2009 roku, dając koncert w Filharmonii Łódzkiej. W sobotę licznie zgromadzona w Centrum Kongresowym ICE Kraków publiczność gorąco oklaskiwała śpiewaczkę już od pierwszej arii Joanny z opery „Dziewica Orleańska” Czajkowskiego.

Elina Garanca w ICE Kraków, fot. Wandzel Wojciech Photography

Elina Garanca wzbudziła absolutny zachwyt już od samego pojawienia się na scenie w pięknej, szmaragdowej sukni z elegancko upiętymi włosami. Jej posągowa uroda, czysty głos o ciepłej barwie, dużej skali i mocy wzbudziły niesamowity entuzjazm. Nie zabrakło najpiękniejszej arii Dalili „Mon coeur s’ouvre a te voix” z opery „Samson i Dalilia” Saint-Saënsa, w której Garanca debiutowała w maju w Wiener Staatsoper u boku Roberta Alagny. Fantastycznie zabrzmiała również aria z opery „Królowa Saby” Gounoda, ale prawdziwą euforię wywołały fragmenty „Carmen” Bizeta, ze słynną „Habanerą” na czele.

Elina Garanca w ICE Kraków, fot. Wandzel Wojciech Photography

Łotyszka po sukcesie spektaklu w Metropolitan Opera w 2010 roku została okrzyknięta „Carmen naszych czasów” i rzeczywiście na próżno szukać lepszej w tej partii śpiewaczki. O ile na teatralnych deskach można odnieść wrażenie, że jest ona nieco zbyt zdystansowana i chłodna w rolach pełnokrwistych i uwodzicielskich heroin, to w trakcie koncertu podobało mi się, że nie stara się zdobyć przychylności publiczności dosłownym seksapilem, a ubrana w zjawiskową suknię w kolorze fuksji w czarne kwiaty, świadoma swej gracji i możliwości wokalnych z wdziękiem wykonała cztery arie z najsłynniejszej opery Bizeta, w trakcie części orkiestrowych zasiadając w uwodzicielskich pozach na dostawionym krześle.

Elina Garanca w ICE Kraków, fot. Wandzel Wojciech Photography

Na bis gwiazda zaśpiewała zarzuelę „Las hijas del Zebedeo” oraz słynną meksykańską pieśń „Granada” Lary, przed którą pierwszy raz nawiązała kontakt z publiką żartując, że jest ona dostosowana do panujących w Krakowie temperatur. Sala dosłownie szalała – były łzy, owacje na stojąco, okrzyki i ogromny tłum po autografy. Dyrygent – Karel Mark Chichon podpisując program żartobliwie pytał, czy cała publiczność ustawiła się w tej kolejce 🙂

Elina Garanca w ICE Kraków, fot. Wandzel Wojciech Photography

Towarzysząca artystce orkiestra Sinfonietta Cracovia pod batutą Chichona dała z siebie dosłownie wszystko. Dyrygent, a prywatnie małżonek śpiewaczki, prowadził orkiestrę z pamięci, bez partytury na pulpicie. O jego klasie świadczy fakt, że choć w trakcie całego koncertu starał się uwydatnić walory głosowe śpiewaczki, to pozwalał również zaistnieć innym muzykom, zapraszając ich chętnie do ukłonów. Również Elina po zakończeniu koncertu nagrodziła orkiestrę długimi owacjami. Muzycy rozpoczęli wieczór uwerturą do opery „Rusłan i Ludmiła” Glinki, zagrali również „Medytacje” z „Thais” Masseneta i rozpalili widownię brawurowym wykonaniem „Bacchanale” z opery „Samson i Dalila”. W drugiej części królowały już hiszpańskie rytmy będące przedsmakiem „Carmen”, które również rozgrzały widownię – „Espana Cani”, „Gerona” i „El gato montes”.

Upalny wieczór w Krakowie przepełniony rozpalającą zmysły muzyką, kontrastująca z nimi skandynawska uroda  Eliny  i jej ciemny mezzosopran pozostaną w pamięci melomanów na długo.

O autorze