Festiwal Mozartowski: „Łaskawość Tytusa” i „Czarodziejski flet” w WOK

0

W ramach Festiwalu Mozartowskiego na scenie Warszawskiej Opery Kameralnej można było zobaczyć już dwie pozycje operowe – „Łaskawość Tytusa” w inscenizacji, która miała swoją premierę w lutym tego roku oraz „Czarodziejski flet” w wersji, która liczy już sobie ponad trzydzieści lat.

Obydwa dzieła powstawały w tym samym czasie, na krótko przed śmiercią Mozarta. Zamówiona na koronację cesarza Leopolda II na króla Czech „Łaskawość Tytusa” opowiada historię władcy, który w swojej wielkoduszności jest w stanie wybaczyć nawet zdradę. Tematyka opery sprawia, że reżyserzy coraz chętniej sięgają po tę pozycję repertuarową, dostrzegając w niej wiele odniesień do współczesności.

Marek Weiss zachował historyczny kostium spektaklu, nie związany jednak konkretnie z epoką, w której Rzymem władał Tytus Flawiusz. W nowej realizacji Warszawskiej Opery Kameralnej cesarz przedstawiony jest jako cyniczny władca, któremu nade wszystko zależy na swoim wizerunku i opinii ludu. Czy tyran, od którego kaprysu zależy los poddanych, może czynić dobro i puszczać wyrządzone krzywdy w niepamięć jedynie z potrzeby serca, czy jest to zaplanowana strategia obliczona na wzbudzenie sympatii? Największe uznanie należy się występującemu w roli cesarza Aleksandrowi Kunachowi, który znakomicie oddał wszystkie niuanse tej postaci. Zachwycała również Elżbieta Wróblewska jako ślepo zakochany w Vitelli Sekstus, który z podszeptu wybranki swego serca realizuje przygotowany przez nią spisek, by następnie gorzko żałować swego czynu. Nie zawiodła również reszta obsady, w tym Anna Mikołajczyk w będącej dużym wyzwaniem partii Vitelli. Minimalizm scenograficzny z powodzeniem uzupełniały elementy baletowe w choreografii Izadory Weiss. Orkiestra pod batutą australijskiego dyrygenta Benjamina Bayla zagrała w sobotę z dużym wyczuciem.

Anna Mikołajczyk i Aleksander Kunach błyszczeli na scenie również dwa dni wcześniej, gdy oglądałam ich jako Paminę i Tamina w „Czarodziejskim flecie”. Spektakl w reżyserii Ryszarda Peryta po ponad trzydziestu latach od premiery w swych pomysłach inscenizacyjnych przypomina dziś bardziej szkolny teatrzyk, niż pełnowymiarową produkcję operową, co nie oznacza, że się nie podoba. Przeciwnie, ta dosłowność i prostota w odczytaniu libretta jest niezwykle urocza, a na spektaklu znakomicie bawią się zarówno dorośli, jak i młodsza część widowni. „Czarodziejski flet” w Warszawskiej Operze Kameralnej to familijne przedstawienie utrzymane w bajowymi klimacie, z akcentami komediowymi i pełnymi życia, barwnymi kostiumami, w które odziani są nie tylko główni bohaterowie, ale również tancerze, jak podczas sceny próby ognia i wody. Wrażenie robi jednak głownie obsada – znakomita Joanna Moskowicz, która rewelacyjnie poradziła sobie z arcytrudną i słynną arią Królowej Nocy, Aleksander Teliga, który z sukcesem wystąpił jako Sarastro czy też Tomasz Rak, który stworzył fenomenalną kreację jako Papageno. Pamina w wykonaniu Anny Mikołajczak niezwykle wiarygodnie wypadła zwłaszcza w scenie, w której chce popełnić samobójstwo. Aleksander Kunach jako jej ukochany Tamino swym śpiewem i umiejętnościami aktorskimi również robi duże wrażenie. Świetny był Sławomir Naborczyk w roli czarnego charakteru – Monostatosa oraz Olga Siemieńczuk jako Papagena.

O autorze