„Cyrulik sewilski” to jedna z najbardziej znanych oper buffa na świecie, stworzona przez niekwestionowanego mistrza gatunku – Gioacchina Rossiniego. Dzieło skrzy się błyskotliwym humorem i zachwyca melodyjnością, a cyrulik Figaro od dwustu lat jest jedną z najbardziej rozpoznawanych postaci operowych, m.in. dzięki wykorzystaniu kolejnej sztuki Beaumarchais’go przez Mozarta w równie słynnym „Weselu Figara”, gdzie kontynuowane są losy bohatera.
Na tę zabawną komedię pomyłek zdecydowała się Opera Bałtycka, powierzając reżyserię pierwszej premiery sezonu Pawłowi Szkotakowi. Realizatorzy przenieśli akcję z osiemnastowiecznej Sewilli do współczesnego Nowego Meksyku, czyli miejsca utrwalonego w zbiorowej wyobraźni przez legendę Dzikiego Zachodu i wabiącego mirażami o szybkim bogactwie.
Tytułowy golibroda wjeżdża zatem na scenę różowym Cadillakiem, którego posiadanie było spełnieniem marzeń amerykańskiej młodzieży lat 50. Jego wizerunek jest połączeniem nowobogackiego rapera ze stylem gangsterskim, a Łukasz Motkowicz wypadł w tej roli bardzo swobodnie i naturalnie.
Miłosne perypetie pięknej Rozyny (Edyta Piasecka) i hrabiego Almavivy (Dawid Kwieciński) rozgrywają się w posesji don Bartola, która w zamierzeniach twórców miała ociekać luksusem, jednak sztuczne palmy, białe figury psów, złote ogrodzenie oraz chybotliwa konstrukcja z balkonem będącym świadkiem westchnień i miłosnych wyznań kochanków balansują na granicy kiczu.
Całość przedstawienia utrzymana jest w konwencji kabaretowej z Don Bartolo jako najbardziej przerysowaną i skupiającą uwagę postacią. Podstarzały doktor ucharakteryzowany jest na Donalda Trumpa, który znany jest z tego że w dość nonszalancki sposób podchodzi do spraw związanych z szacunkiem wobec kobiet. Metamorfoza Dariusza Macheja w amerykańskiego prezydenta jest doskonała! Zaczesana na bok blond grzywka, pomarańczowa twarz, za długi czerwony krawat czy kusy szlafroczek to nie wszystko – śpiewak znakomicie sparodiował również gestykulację i mimikę Trumpa.
Pomysł wykorzystania postaci kontrowersyjnego biznesmena i polityka w operze nie jest nowy – już w 1998 roku amerykański reżyser Peter Sellars umieścił akcję „Wesela Figara” w Trump Tower. W wywiadzie przeprowadzonym przed premierą Paweł Szkotak tłumaczył, że w dzisiejszych czasach bohaterowie comedii dell’arte niewiele mówią współczesnej publiczności i dlatego szukał dla nich dzisiejszych odpowiedników.
Osobiście nie do końca się zgadzam z tezą, że bardziej tradycyjna inscenizacja „Cyrulika sewilskiego” nie jest w stanie dotrzeć do szerokiego grona odbiorców, bo jest to dzieło cechujące się nie tylko kompozytorską wirtuozerią, ale również przesycone sytuacyjnym dowcipem i pełne wyrazistych postaci.
Megalomania i samczy szowinizm Don Bartolo vel Donalda Trumpa przejawiają się w postaci rubasznego humoru i nieustannych prób uwiedzenia swojej wychowanicy. Molestowana przez doktora Rozyna nie jest tu natomiast jak by się można było spodziewać działaczką ruchu #MeToo, ale jedną z tych pań, które w czasach świetności Britney Spears nosiły platynowe włosy z doczepami, długie tipsy, miniówkę i kozaczki.
Pod względem wokalnym jednak to właśnie Edyta Piasecka i Dariusz Machej są gwiazdami tego spektaklu. Oboje obdarzeni ogromnym talentem aktorskim i zmysłem komediowym brylowali na scenie, jednocześnie dając popisy wokalnego kunsztu. Edyta Piasecka zachwyca techniką, muzykalnością i pięknem głosu, a jej krystaliczne koloratury powodują, że wydaje się jakby płynęła po nich z lekkością.
Na dużą pochwałę zasługuje również orkiestra prowadzona pewną ręką przez José Marię Florencio. Finezja każdej frazy brawurowej muzyki Rossiniego urzeka w Gdańsku zarówno figlarnym dowcipem, jak i poetycką melodyjnością.